W styczniu zadłużenie Skarbu Państwa spadło o 7,9 mld zł, ale już w lutym wzrosło o 32,6 mld zł, a w marcu (wstępne dane) o kolejne 9,5 mld zł – podał we wtorek resort finansów. W efekcie po trzech miesiącach tego roku wynosi ono już 1,31 bln zł. To 9,2 proc. więcej niż rok temu.
Tak duży wzrost może dziwić, skoro sam budżet państwa na razie ma się w miarę dobrze. Po lutym kasa państwa odnotowała nadwyżkę w wysokości ponad 0,8 mln zł. Może więc chodzi o wzrost kosztów walki z pandemią? Tak duże pieniądze w tak krótkim czasie Skarb Państwa ostatnio pożyczał wiosną ub.r., gdy wiadomo było, że konieczne będzie uruchomienie ogromnych programów pomocowych.
– Nie sądzę, by nagle okazało się, że konieczne są dodatkowe pieniądze na walkę z pandemią, a deficyt w finansach publicznych miałby przekroczyć zaplanowane poziomy – komentuje Dawid Pachucki, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Duży wzrost zadłużenia w lutym i marcu wynika z sezonowości finansowania potrzeb pożyczkowych. Zwykle są one w większym stopniu realizowane na początku roku – wyjaśnia.
– Resort finansów pożycza pieniądze z dużym wyprzedzeniem, tworząc sobie poduszkę płynnościową – zauważa Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska. – Deficyt budżetu państwa zaplanowany na ten rok jest duży, to ponad 82 mld zł, więc i zadłużenie mocno wzrośnie – dodaje.
Zdaniem Bielskiego strategia pożyczania na zapas może mieć uzasadnienie w otoczeniu rynkowym. W oczekiwaniu na koniec pandemii, ożywienie gospodarcze i wzrost inflacji w ostatnim czasie zaczęły rosnąć rentowności obligacji na światowych rynkach. Dlatego w drugim półroczu państwa będą prawdopodobnie musiały więcej zapłacić za swój dług niż w pierwszym.