Ubiegłoroczny przykład upadku stoczni to jeden z pierwszych, które przychodzą na myśl, gdy szukamy firm, w których związkowcy byli bardzo aktywni, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Kiedy stało się jasne, że Stocznia Gdynia i Stocznia Szczecińska Nowa nie trafią w ręce prywatnych inwestorów, związkowcy zgodzili się na sugerowane przez unijną komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes rozwiązanie: przyjęcie specustawy, na mocy której obie firmy miały być zlikwidowane, a ich majątek sprzedany w przetargach. Związki zawarły porozumienie z rządem pod koniec 2009 r.
Zaraz zaczęły się pierwsze zgrzyty – związkowcy z „S” apelowali do prezydenta o jej podpisanie, przedstawiciele pozostałych stoczniowych związków (Stoczniowiec, Solidarność ’80) domagali się weta. Choć firmy zostały zlikwidowane, związkowcy działający wcześniej w obu zakładach pozostali aktywni i nadal zabierają głos w sprawach stoczniowych.
Stocznia Gdańsk uniknęła losu pozostałych, ale działający w niej związkowcy (zatrudnieni u prywatnego pracodawcy ISD Polska) też protestowali w obronie zakładu pracy, zmuszając rząd do przeniesienia części obchodów rocznicy pierwszych wolnych wyborów do Krakowa.
O mały włos do zniszczenia sprzętu w kopalni Budryk w Ornontowicach nie doprowadzili za to związkowcy górniczy. Na przełomie 2007 i 2008 r. trwał tam najdłuższy w historii polskiego górnictwa strajk. Górnicy protestowali przeciwko włączeniu kopalni do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (do czego i tak doszło w styczniu 2008 r.). JSW przez strajk straciła 70 mln zł, a Budryk (jako że na początku strajku był kopalnią samodzielną) nawet ok. 100 mln zł.