Za tydzień Komisja Europejska ma przedstawić Fit 55 – kluczowy pakiet legislacji zmierzający do obniżenia emisji CO2 o 55 proc. do 2030 r., co ma być krokiem na drodze do neutralności klimatycznej w 2050 r. Zanim to nastąpi, Bruksela systematycznie podejmuje inne działania, które metodą kija i marchewki mają spowodować, żeby firmy przestawiły się na zielone tory.
We wtorek zaproponowała globalny standard dla zielonych obligacji. To niejedyny, który będzie funkcjonował na rynku, ale UE jest największym emitentem tego typu papierów, więc Komisja liczy, że emitenci i inwestorzy uznają go za najbardziej pożądany. – Proponujemy standard zielonych obligacji, aby zwalczać pseudoekologiczny marketing i wyróżnić te obligacje, które rzeczywiście stanowią zrównoważoną inwestycję – powiedział Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący KE. Na razie rynek zielonych obligacji to najwyżej kilkaset milionów euro rocznie, ale bardzo szybko rośnie i coraz więcej inwestorów szuka lokat ekologicznych i sprzyjających klimatowi. Ci emitenci, którzy zdecydują się na unijną etykietę, będą na pewno bardzo poszukiwani, ale będą musieli spełnić kryteria gwarantujące, że faktycznie pozyskane pieniądze będą wykorzystane w sposób przyjazny dla środowiska. Czyli tylko na cele wymienione w unijnej systematyce. Ponadto, będą musieli spełniać wymogi dotyczące sprawozdawczości oraz poddać każdą taką emisję audytowi przeprowadzonemu przez zewnętrzną firmę. A firmy recenzujące zielone obligacje będą musiały zarejestrować się w Europejskim Urzędzie Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych.