Chodzi o to, że niemiecka zbrojeniówka cierpiała na brak zamówień od własnej armii, więc zmniejszyła moce i żyła praktycznie z eksportu.
Jak wykazał raport dziennikarzy „New York Times” sprzęt jakim dysponuje Bundeswehra jest często przestarzały, a system przetargów na zakupy tak zbiurokratyzowany, że na złożenie zamówienia na najprostsze artykuły trzeba czekać nawet kilkanaście miesięcy. Powodem takiej sytuacji są wieloletnie ograniczenia budżetowe, które doprowadziły, że żołnierzom brakuje nawet nabojów i plecaków.
Dopiero teraz kanclerz Olaf Scholz w obliczu konfliktu na Ukrainie zapowiedział potrojenie wydatków na wojsko do 100 mld euro. Oczywiście przez kilka lat. - Te pieniądze są spóźnione o wiele lat. Wcześniej rząd w Berlinie wierzył, że sama siła gospodarki wystarczy, żeby kraj był potęgą. Wojna w Ukrainie pokazała, że jest zupełnie inaczej - mówi Wolfgang Richter, emerytowany pułkownik, który teraz pracuje w Niemieckim Instytucie Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa.
Czytaj więcej
Niemiecka minister obrony Christine Lambrecht potwierdziła na Słowacji, że Niemcy wyślą na Ukrainę siedem samobieżnych haubic Panzerhaubitze 2000.
Niemieckie wojsko ma długą listę niedoborów. Chciałoby nowe okręty wojenne, helikoptery, więcej czołgów i pojazdów opancerzonych. Ale eksperci ostrzegają, że dostarczenie nowoczesnego uzbrojenia dla armii liczącej 184 tysięcy żołnierzy może potrwać lata, nawet jeśli pieniądze szybko się znajdą.