Resort rolnictwa w Berlinie ogłosił, że zamknięto 4709 ferm i zakładów przetwórczych, w tym 4468 w Dolnej Saksonii. Będą zamknięte do czasu znalezienia źródeł skażenia, nie będzie im wolno dostarczać jaj ani mięsa. Akcją objęto osiem z 16 krajów związkowych. W Niemczech działa 375 tys. gospodarstw rolnych.
— Do Polski nie dotarła z Niemiec żadna partia paszy skażonej dioksynami ani żadne produkty z zawartością tej paszy. Nie ma żadnego zagrożenia, że tak się stanie. Zapewniam, że nie importowaliśmy z Niemiec też zwierząt karmionych paszami zawierającymi dioksyny. Producenta tych pasz w Niemczech czekają bardzo surowe kary. Taki proceder jest w całej Unii Europejskiej bardzo ostro karany — powiedział Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek.
Z pierwszych ustaleń wynika, że dwie firmy ze Szlezwika-Holsztynu, Harles i Jentzch dostarczyły 25 producentom pasz ok. 3 tys. ton skażonych kwasów tłuszczowych przeznaczonych wyłącznie do użytku przemysłowego.. Większość skażonej partii, 2500 ton, trafia w listopadzie i grudniu do producentów pasz właśnie w Dolnej Saksonii. Badanie próbek z obu firm wykazało w dziewięciu na 20 podwyższoną zawartość dioksyny, znacznie powyżej dozwolonej — wyjaśniły władze Szlezwika-Holstzynu.
Rzecznik resortu rolnictwa w Berlinie bronił decyzji o zamknięciu ferm. — Państwo musi prewencyjnie zakazać działalności, a przy braku konkretnych wyników badan dotyczy to wszystkich produktów, także jaj i mięsa, które przy powstawaniu zostały częściowo skażone pasza. Bezpieczeństwo żywnościowe jest absolutnym priorytetem — dodał. A resort uruchomił gorącą linię telefoniczną dla zaniepokojonych konsumentów.
„Hannowersche Allgemeine Zeitung” ujawnił tymczasem, że testy produktów z Harles i Jentzsch już w marcu ubiegłego roku wykazywały obecność dioksyn dwukrotnie większą od dopuszczalnej. Wyniki badań z marca nie trafiły jednak do właściwych władz, a resort rolnictwa ze Szlezwika-Holsztynu otrzymał wyniki testów w kolcu grudnia. Prokuratura wszczęła już śledztwo.