Platforma Obywatelska udowodniła tym eventem dwie rzeczy. Po pierwsze, to ona jest najważniejszym dziś zawodnikiem po stronie opozycji, i choć Polska 2050 cieszy się sporym zaufaniem w sondażach, to wciąż PO ma 130 posłów, a Szymon Hołownia dwóch. Co nie znaczy, że Platforma nie musi się nowego rywala obawiać, wręcz przeciwnie, ale siły te są w zupełnie innej fazie rozwoju.
W sobotę – i to po drugie – PO pokazała, że jeśli ma jakiegoś lidera, to jest nim Rafał Trzaskowski. Właściwie tylko kwestią czasu jest to, by to on formalnie stanął na czele partii. Po jego stronie są polityczna energia i wola. I choć Platforma Trzaskowskiego będzie już inną partią niż Platforma Tuska, albo obecny prezydent Warszawy pociągnie PO do przodu, albo będzie to koniec tej formacji.
Gdyby PO zapowiedziała sobotnie wydarzenie jako jedyną konwencję programową, trzeba by czuć niedosyt. Pomysły ogłoszone tego dnia nie imponują. Odwoływanie posłów i senatorów może stać się narzędziem totalnej anarchizacji polityki, ale ma tę zaletę, że przyciąga uwagę. Sprawia, że o Platformie się mówi, że pojawiło się oczekiwanie co do propozycji programowych, które mają być ogłaszane później. Głównym przesłaniem tej konwencji była propozycja koalicji 276, czyli stworzenia w Sejmie po kolejnych wyborach siły, która będzie w stanie odrzucać prezydenckie weta. Intuicja jest słuszna, jeśli PO chce cokolwiek zmienić po ewentualnym przejęciu władzy, musi być w stanie pokonać opór głowy państwa.
Choć duża część komentatorów oczekiwała, że Platforma przedstawi gotowy plan dotyczący aborcji, akurat uniknięcie tego tematu uważam za rozsądne. Podobnie jak i PiS, siłą Platformy jest różnorodność, ale tak jak w PiS nie ma dziś jasności, co dalej zrobić z prawem aborcyjnym, tak nie ma jej w PO. Jeśli Platforma chce odzyskać władzę, musi wyjść w myśleniu poza postulaty Lewicy czy Strajku Kobiet i trafić zarówno do wyborców, którzy chcą pełnej liberalizacji przepisów o ochronie życia, jak i tych, którzy chcieliby powrotu do tzw. kompromisu. Prędzej czy później PO będzie się musiała w tej sprawie określić, ale fakt, że teraz nie wychodzi z żadną propozycją, pokazuje, że liderzy tej partii rozumieją, że to nie jest kwestia, która powinna stać się osią polityki, i wiedzą, że ona będzie bardzo silnie polaryzować scenę polityczną, a to może tylko Platformie zaszkodzić.
Część komentatorów krytykowała pomysł ogłaszania koalicji 276 dwa i pół roku przed wyborami. Moim zdaniem są w błędzie. Zeszłotygodniowa próba ograbienia Jarosława Gowina z jego własnej partii przez europosła Adama Bielana nie mogła się odbyć bez wiedzy Jarosława Kaczyńskiego. To zaś oznacza, że można zapomnieć o czasach pełnej wzajemnego zaufania współpracy trzech koalicjantów w obozie władzy. Napięcia między PiS, Porozumieniem i Solidarną Polską w naturalny sposób będą rosły, a jedynym spoiwem łączącym Zjednoczoną Prawicę pozostanie już tylko obawa przed utratą władzy. I choć premier Mateusz Morawiecki stara się zbudować program Nowego Ładu, by nadać polityce obozu rządzącego nowy impuls, widać, że ten układ jest wyjątkowo niestabilny. Platforma nie ma więc na co czekać. Prawdopodobieństwo wcześniejszych wyborów, choć ostatnio wydawało się mniejsze, po próbie politycznego ojcobójstwa Gowina przez Bielana znów rośnie.