- Polska konstytucja nie przewiduje czegoś takiego, że się nie odbywają wybory. To zaprzeczenie demokracji. Polska chce być państwem demokratycznym, wybory to fundament demokracji - mówił Dera.
Prezydencki minister dodał, że on uważa, iż "Polska musi zostać państwem demokratycznym". Jak dodał każdy kto chce doprowadzić do tego, by do 6 sierpnia nie udało się wybrać prezydenta (np. przez wyznaczenie zbyt późnej daty wyborów prezydenckich - red.) "działa wbrew demokracji".
Na pytanie w jakim trybie odwołano wybory z 10 maja prezydencki minister odparł, że wybory te się nie odbyły "bo mieliśmy pandemię, a opozycja robiła wszystko, żeby się nie odbyły". Jego zdaniem była to pierwsza sytuacja w historii, w której do wyborów parli rządzący, a sprzeciwiała się im opozycja.
Dera był też pytany o doniesienia tvn24.pl, z których wynika, że przygotowania do wyborów prezydenckich, które nie odbyły się 10 maja, kosztowały co najmniej 68 mln złotych. Dopytywany kto powinien zwrócić te pieniądze odparł, że "może rozwiązaniem byłaby zbiórka wśród senatorów PO, którzy nie chcieli wyborów".
- Działania PO polegają na tym, aby Polska nie była krajem demokratycznym - podsumował Dera, który zarzucił Platformie, że tej nie podoba się obecnie czerwcowa data wyborów prezydenckich (PiS chciałby przeprowadzenia I tury wyborów 28 czerwca, ale specustawa regulująca sposób wyboru prezydenta w czasie epidemii jest obecnie procedowana przez Senat).