Policja od kilku dni ostrzegała obywateli, że wizyta na cmentarzu w czasie epidemii koronawirusa może skończyć się mandatem. Wszak nawiedzenie nagrobków bliskich przy okazji Wielkanocy, choć jest piękną tradycją, nie jest czynnością niezbędną – jak wizyta w aptece, sklepie spożywczym czy dojazd do pracy – a więc obywatele powinni się od niej w tym czasie powstrzymać. - Sprzątanie grobów bliskich na cmentarzach trudno uznać za niezbędne i konieczne w tym momencie - mówił kilka dni temu „Gazecie Krakowskiej” mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. - Każdą sprawę będziemy rozpatrywać indywidualnie, ale nie wykluczamy mandatów. Naprawdę wychodźmy teraz tylko w niezbędnych potrzebach – powiedział.
Miliony Polaków w ostatnich tygodniach posłuchało tego i innych wezwań i rzeczywiście pozostają w domach. Gdy przed sklepami czy bazarkami pojawia się zbyt dużo ludzi, natychmiast pojawiają się radiowozy policji, która przez głośniki nadaje komunikaty, by pozostać w domach, zachować dystans od siebie, podczas zakupów nosić rękawiczki, nie odwiedzać bliskich, nie chodzić na spacer do lasu. Choć – szczególnie, gdy pogoda robi się piękna – coraz ciężej się do tych restrykcji zastosować, Polacy w większości zdają egzamin z obywatelskiej dojrzałości. Niestety nie wszyscy.
Mogliśmy się o tym boleśnie przekonać oglądając w mediach zdjęcia liderów PiS zupełnie ignorujących zalecenia sanitarne podczas składania kwiatów przy pomniku smoleńskim na Placu Piłsudskiego i na Powązkach. Myślę, że nikt, kto nie jest zacietrzewiony politycznie, nie miałby pretensji do bliskich ofiar, że chcieli uczcić ich pamięć w dziesiątą rocznicę Katastrofy Smoleńskiej. Trudno mieć pretensje do Jarosława Kaczyńskiego, że złożył kwiaty przy pomnikach upamiętniających jego tragicznie zmarłego brata i bratową. Równocześnie trudno zrozumieć ostentację, z jaką liderzy PiS złamali wszystkie niemal restrykcje sanitarne wprowadzone do walki z koronawirusem.
Kierownictwo partii rządzącej szło w grupie liczącej znacznie ponad dwie osoby, choć nie było to miejsce pracy, nie zachowano odpowiedniego dystansu (nie było mowy o dwóch czy nawet półtora metra odstępu), niemal nikt nie miał rękawiczek, nikt nie miał maseczki ochronnej. Wszystkie zalecenia zostały brutalnie zignorowane. Policja na tłiterze, tłumacząca się, że nie reagowała, ponieważ nie było to zgromadzenie w myśl ustawy, lecz pełnienie czynności reprezentacyjnych przez osoby sprawujące funkcje publiczne, raczej udowodniła, że broni interesu partii rządzącej a nie porządku publicznego. Bo tym, co uderza w zachowaniu części polityków wczoraj była niebywale wprost arogancka ostentacja. I wysłanie do obywateli sygnału: macie siedzieć w domach i słuchać polecenia władz. Ale władze same są ponad to. Przyznam, że dawno już nie byliśmy świadkami takiego lekceważenia wobec idei państwa prawa.