Robert Biedroń chciał do ostatniej chwili przed decyzją trzymać wszystkich w niepewności: wystartuje na drugą kadencję w Słupsku czy nie? Jeszcze wiosną zapewniał w wywiadach, że „Słupsk jest najważniejszy”. Teraz mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą”: – Patrzę na to, co dzieje się w Polsce, i to jest niepokojące. A przecież los Słupska zależy właśnie od tego, co stanie się w kraju.
Miała być więc niespodzianka, ale polityczną bombę rozbroiły wcześniej liberalne gazety – „Polityka” , „Newsweek” i „Gazeta Wyborcza”, spekulując, że nowy ruch polityczny pod przywództwem obecnego prezydenta Słupska jednak powstanie, i to szybko. A publicysta Witold Gadomski natychmiast wysunął oskarżenie, że „jego ruch przyczyni się do rozbicia opozycji”. Poszczególne partie, przynajmniej te na lewo od centrum, musiały błyskawicznie przemyśleć swoja strategię i określić się wobec nowego zjawiska politycznego.
Bo chociaż oficjalnie decyzja wciąż ogłoszona jeszcze nie została, to wątpliwości nikt nie ma. Robert Biedroń nie wystartuje w jesiennych wyborach samorządowych, a to oznacza, że nowa partia powstanie jeszcze w tym roku. Według sondażu Ipsos dla Oko-press, jego hipotetyczne tylko ugrupowanie może już liczyć na 5 procent poparcia. – To jest inicjatywa medialna – przekonuje jednak prof. Rafał Chwedoruk. – PO i SLD z sukcesem zagospodarowują swój teren polityczny. Nie ma więc niszy dla ruchu Biedronia. Sukces musiałby odnieść na gruzach SLD albo PO, ale raczej PO, bo SLD ma swoich żelaznych, historycznych wyborców. Trudno się spodziewać, by Platforma łatwo pozwoliła na projekt adresowany do jej wyborców. Trudno też się spodziewać, że Włodzimierz Czarzasty popełni spektakularne samobójstwo polityczne – analizuje politolog.
Platforma trochę obrażona
Biedroń długo namyślał się nad swoją polityczną przyszłością. Wejście na listy wyborcze (sam mógłby wybierać do czego) proponowała mu Platforma. Te rozmowy, jak się dowiaduje „Rzeczpospolita”, załamały się zimą. Politycy PO byli wściekli. – Potem w czerwcu wstrzymaliśmy się w głosowaniu nad absolutorium budżetowym – mówi polityk PO – po zerwaniu rozmów politycznych pokazaliśmy Biedroniowi, że sam niewiele zdziała. W tej branży nie ma miejsca dla singli.
Wystarczyło więc pięć głosów radnych PiS, by Biedroń, po wypracowaniu nadwyżki 17 milionów i zasypaniu dziury w miejskich finansach, absolutorium nie uzyskał. – Słupsk był szóstym najbardziej zadłużonym miastem w Polsce – mówi „Rzeczpospolitej” Beata Maciejewska, pełnomocniczka prezydenta ds. zrównoważonego rozwoju – i mimo że też jest na „S” – to nie Sopot, gdzie jest dużo pieniędzy. Uzdrowienie finansów nie jest zadaniem dla jednego człowieka na jedną kadencję.