W ubiegłym tygodniu władze Grodna zdecydowały, że w polskiej szkole pozostaną jedynie dwie klasy pierwsze i że w najbliższym czasie sytuacja ta się nie zmieni. Na nic się zdały apele, wnioski i prośby rodziców przyszłych pierwszoklasistów, którzy od miesięcy walczyli o miejsce dla swoich dzieci w jedynej działającej w mieście polskiej szkole. W kursach przygotowawczych uczestniczyło 75 dzieci, a zgodnie z decyzją władz jedna klasa może przyjąć nie więcej niż 28–29 uczniów. A to oznacza, że reszta będzie musiała pójść do rosyjskiej szkoły. Rosyjskiej – ponieważ po ponad dwóch dekadach rusyfikacji pod rządami Aleksandra Łukaszenki białoruskich szkół już prawie nie nie ma. Jedynie 13 proc. uczniów szkół średnich uczy się wszystkich przedmiotów w języku białoruskim.
Zadziwiająco jest to, że władze Grodna nie mają problemu ze zwiększeniem liczby miejsc w pozostały szkołach miasta. Najlepszym przykładem jest średnia szkoła nr 39 przy ulicy Ogińskiego, w której obecnie jest aż 16 pierwszych klas.
Podobna jak w Grodnie jest sytuacja w polskiej szkole w Wołkowysku, gdzie we wrześniu pojawi się tylko jedna pierwsza klasa. Nieuznawany przez władze Związek Polaków na Białorusi alarmuje, że rodziców w Wołkowysku, których dzieci nie zmieściły się na liście pierwszoklasistów, namawiano do nieskładania ponownych wniosków o przyjęcie do szkoły i straszono wyrzuceniem z pracy.
– Władze sztucznie ograniczają liczbę pierwszoklasistów w jedynych dwóch działających na Białorusi polskich szkołach (wybudowanych za pieniądze polskiego podatnika – red.). Oprócz tego od kilku lat systematycznie zmniejszana jest liczba godzin nauczania języka polskiego jako przedmiotu w białoruskich szkołach. Obecnie jedynie 400 dzieci uczy się na Białorusi języka polskiego – mówi „Rzeczpospolitej" szefowa ZPB Andżelika Borys. – W ten sposób władze demonstrują swój stosunek do polskości. Nastawienie władz Białorusi wobec Polaków nie zmieniło się od czasów Związku Radzieckiego – dodaje.
W 2015 roku białoruskie władze zlikwidowały działającą od lat grupę polską w przedszkolu w Grodnie, jedyną taką na Białorusi. Stało się to tuż przed początkiem tak zwanej odwilży w stosunkach polsko-białoruskich. W marcu 2016 roku na Białoruś udał się były już szef MSZ Witold Waszczykowski, który przetarł wtedy drogę marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiego oraz ówczesnemu wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu, którzy również odwiedzili Mińsk.