Kościół jest chyba jedyną instytucją w Polsce, która regularnie, dwa razy do roku, prowadzi „badania terenowe” wśród swoich wiernych. Dzięki temu dysponuje dość precyzyjnymi danymi na temat zmian jakie zachodzą nie tylko w perspektywie krótkoterminowej. Danych na temat tzw. „chodzenia do kościoła” dostarcza doroczne liczenie wiernych odbywające się w polskich parafiach jesienią. Z kolei okres świąteczno-noworocznym to czas wizyty duszpasterskiej, czyli tradycyjnej kolędy. To kolejna okazja do (przynajmniej tak być powinno) bardziej bezpośredniego spotkania duszpasterzy i wiernych. Na dodatek odwrotnie niż to zazwyczaj bywa, to ksiądz musi zostać zaproszony, a czasem faktycznie „wpuszczony” do domu swoich parafian. O ile pierwsze badania są dość regularnie publikowane o tyle kolęda pozostaje raczej doświadczeniem subiektywnym. Inaczej widzą ją wierni, zwłaszcza ci mający niezbyt częsty kontakt ze swoimi parafiami, inaczej księża. Próba spojrzenia na kolędę okiem badacza miała miejsce zaledwie raz, specjalny raport przygotował w 2010 r. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC (ISKK) opracowując przeprowadzone na terenie kilku diecezji badania i ogólnopolski sondaż. Wniosek jaki z niego można wyciągnąć jest następujący: nie ma zbyt wielu powodów do samozadowolenia.
Jak dotrzeć do wiernych?
Gdzie i kiedy oni robili te badania? - dziwi się jeden z moich kolegów księży kiedy pokazuję mu pochodzący z 2010 „Raport o kolędzie”. Wtedy chęć przyjmowania księdza z wizytą duszpasterską w archidiecezji warszawskiej deklarowało trzy czwarte wiernych, choć dla blisko 30 proc. pytanych była to tylko „rutynowa wizyta księdza”. Dziś, żeby posłużyć się już nie tyle badaniami ile obserwacją, drzwi mniej więcej połowy warszawskich domów księża zastali zamknięte, co jeszcze wcale nie musi oznaczać braku identyfikacji z parafią czy negatywnego stosunku do Kościoła. Czasem nie pasuje pora odwiedzin, coraz częściej wierni mają także kłopot z atmosferą podczas takiego spotkania narzekając na zbytni formalizm i pośpiech. Największym wyzwaniem dla duszpasterzy są nowe apartamentowce - ogrodzone i pozamykane sprawiają, że już samo wejście do budynku jest sukcesem.
- Kiedy nie ma nikogo ze starszego pokolenia, co w Warszawie jest na porządku dziennym, dochodzi do dziwnych sytuacji: ludzie nie wiedzą jak się podczas kolędy zachować, a ja co w tej sytuacji robić. Kończy się na krótkiej modlitwie i paru ogólnych zdaniach - opowiada znajomy ksiądz. Efekt? Kolęda zwłaszcza w dużych miastach przeżywa kryzys i wymaga nowego pomysłu. Może jej przyszłość to rozwiązanie zaproponowane przez duszpasterzy jednej z parafii w Zabrzu na Śląsku: poprosili wiernych aby to oni zaprosili swoich duszpasterzy na spotkanie wypełniając specjalny formularz jaki był dostępny zarówno na stronie internetowej jak i w zakrystii. Reakcje były skrajne – kiedy jedni doceniali nowe podejście inni oskarżyli księży o lenistwo zarzucając, że „nie chce się im już nawet po kolędzie chodzić”. Oczywiście inaczej jest poza dużymi miastami. Na wiejskich parafiach czy w małych miasteczkach kolęda to wręcz obowiązek, przyjmują ją prawie wszyscy, a atmosfera zwykle jest miła dla każdej ze stron.
Problemem są też czasem pieniądze ale warto zauważyć, że w kilku diecezjach (m.in. opolskiej czy gliwickiej) księża nie przyjmują podczas kolędy tzw. kopert, co z pewnością pozwala potraktować wizytę duszpasterską przede wszystkim w wymiarze duchowym. Niemniej, nie brakuje głosów, że przyszłość kolędy stoi dziś pod znakiem zapytania i zmiany jakie zachodzą w polskim społeczeństwie wymuszą prędzej czy później inne, tzn. oparte na bardziej osobistym i bezpośrednim kontakcie, podejście do tej polskiej tradycji, zarówno wśród wiernych jak i księży. Tym bardziej, że tych pierwszych w świątyniach widać coraz rzadziej.