Mamy ogólnoświatową pandemię, globalny kryzys gospodarczy, a polski eksport żywności jednak znowu zapowiada rekord. Jak to możliwe?
Faktycznie branża spożywcza ten rok przeszła suchą nogą, zwłaszcza w porównaniu z innymi sektorami. Trzeba jednak pamiętać, że popyt na żywność nie jest cykliczny, a w miarę stabilny, bo zaspokaja podstawowe potrzeby ludzkie. Branża nie jest jednorodna, składa się z różnych sektorów: produkcji mięsa, mleczarstwa, słodyczy, wyrobów gotowych, surowców rolnych etc. Ci, którzy opierali się mocno na jednym kanale dystrybucji, na gastronomii i hotelarstwie, bardzo mocno odczuli kryzys, bo przez pół roku zamówienia były niemal wstrzymane.
Czy w tym roku sprawdziły się jakiekolwiek strategie antykryzysowe? Koncentracja na jednej gastronomii potężnie zemściła się na dostawcach.
Fokusowanie na pewno w biznesie się sprawdza, ale w tym roku to był po prostu pech. Na to składa się też zapaść w innych sektorach, np. turystyce. Warszawę odwiedziło w wakacje o 90 proc. mniej turystów niż rok temu, hotele i restauracje dalej walczą o przetrwanie i ich dostawcy również. Jedyna strategia polega na tym, by być czujnym i mieć zdolność do szybkiego przeorganizowania się. Sytuacja na świecie jest bardzo niepewna, brak nam wiedzy o przyszłych miesiącach. W długim terminie ktoś, kto stawia wszystko na jedną kartę, może wszystko wygrać, ale też może wszystko przegrać, co bardziej prawdopodobne.
Nawet z branży, która radzi sobie dobrze, płyną sprzeczne sygnały. Z jednej strony – zapaść na rynku gastronomii, z drugiej, rekord eksportu.