Korespondencja z Brukseli
Unijna rada ministerialna ds. rozwoju dyskutowała w poniedziałek przygotowywany przez Komisję Europejską dokument o promocji równości płci i wzmocnieniu roli kobiet w relacjach zewnętrznych.
Po raz trzeci w ciągu kilku tygodni Polska zaprotestowała przeciw używaniu pojęcia równość płci (ang. gender equity). Zamiast tego proponuje zwrot „równość kobiet i mężczyzn". Taki problem mamy tylko my i Węgry, które dwa na trzy razy dołączyły do naszego protestu. Opór Polski, który nie jest już sporadyczny, ale wygląda na trwałą tendencję, budzi niepokój innych państw UE.
– Wystarczająco trudne jest przekonywanie wielu krajów korzystających z europejskiej pomocy, aby zwiększyły równość płci. Więc jeśli sami zaczniemy ją osłabiać, to można sobie wyobrazić, jak trudno będzie bronić praw kobiet i dziewcząt lub społeczności LGBT – powiedziała cytowana przez portal „Politico" Sigrid Kaag, holenderska minister handlu i rozwoju.
Po raz pierwszy opór Polski w sprawie „gender" ujawnił się na szczycie UE 16 października, gdy przyjmowano wnioski końcowe dotyczące Afryki. „Równość płci" miała być jedną z wartości, które przyświecają zaangażowaniu UE na tym kontynencie. Poza tym wymieniono praworządność, prawa społecznie, ochronę środowiska czy edukację młodych. Polska zamiast równości płci zaproponowała „równość mężczyzn i kobiet". Sprawa wywołała na szczycie gorącą dyskusję, bo większość krajów nie chciała się zgodzić na polski postulat, przypominając, że nawet w unijnych dokumentach dotyczących Afryki już wcześniej „równość płci" się pojawiała.