Ponad bilion dolarów straciła światowa gospodarka z powodu cyberprzestępstw – szacuje technologiczna firma Atlas. Sprawdziliśmy, jak wygląda skala problemu w Polsce. Niestety, gros cyberataków w ogóle nie jest zgłaszanych, więc trudno o kompleksowe statystyki. Zebraliśmy te, które wynikają z aktów prawnych i są ujęte w statystykach policji jako stwierdzone przestępstwa. W 2016 r. było ich w sumie niespełna 35 tys. W kolejnych dwóch latach liczba ta oscylowała wokół 40 tys. W 2019 r. gwałtownie wzrosła do ponad 52 tys., a w minionym roku poszła jeszcze mocniej w górę: do niemal 55 tys.
Jest źle, a będzie gorzej
Eksperci zgodnie twierdzą, że statystyki wyglądają niepokojąco.
– Nie dość, że liczba przestępstw komputerowych rośnie, to spada ich wykrywalność. Jeśli dodamy do tego problemy z prawidłową klasyfikacją przestępstw, zaniżające statystyki oraz fakt, że wiele osób nie zgłasza przestępstw organom ścigania, otrzymujemy bardzo niepokojący obraz – komentuje Adam Haertle, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa. Dodaje, że dramatycznie niski poziom wykrywalności (np. poniżej 10 proc. dla ataków na bankowość elektroniczną) zachęca kolejnych przestępców do działania, przez co nie możemy liczyć na to, że sytuacja sama się poprawi. Wpływają na to m.in. obecny poziom zarobków w organach ścigania, brak specjalizacji na niższych szczeblach, katastrofalna sytuacja kadrowa i brak wyszkolenia policji, połączone z przepisami, które nie ułatwiają ścigania internetowych przestępców.
– Jeśli połączymy ogólną niemoc państwa wobec przestępców oraz bezczelność i bezkarność tych drugich, dostajemy sprawdzony przepis na dalszy intensywny wzrost liczby przestępstw w kolejnych latach. Chyba tylko udany atak złodziei na konto jakiegoś ważnego polityka mógłby zmienić tę sytuację – mówi Haertle.