Polskie sądy od marca 2020 r. mierzą się z zarazą. To nie tylko utrudnienia w dostępie do wymiaru sprawiedliwości, ale też wydatki na zabezpieczenie przed nią. Maseczki, ściany z pleksi, dozowniki, termometry, dezynfekcja sal rozpraw i korytarzy itd. Poszły na to setki tysięcy złotych, w większych sądach nawet miliony. A mogą być potrzebne kolejne, bo końca pandemii nie widać.
Z Ministerstwa Sprawiedliwości nie wpłynęły do sądów za Covid-19 dodatkowe pieniądze. Sądy dysponują tym, co miały zaplanowane na 2020 r., kiedy o zarazie nawet nie myślały. W efekcie w odstawkę poszły remonty (zaplanowane) czy tzw. wydatki bieżące – malowanie pokoi, wymiana biurek itd.
Czytaj także:
Koronawirus: sądy odrabiają zaległości on-line i w soboty
Sądy liczą, że Ministerstwo Sprawiedliwości uzupełni ich braki. W wielu sądach problemem są dziś minimalne wydatki np. na zakup tóg dla ławników, wymalowanie pokoju wygospodarowanego dla pracowników czy zakup podstawowego sprzętu.