Przed unijnym sądem w Luksemburgu stanęły we wtorek połączone sprawy dotyczące dwóch pytań prejudycjalnych o wykładnię unijnego prawa, zadanych przez sędziów Sądu Najwyższego oraz NSA. Zapytali oni TS, czy nowo utworzona Izba Dyscyplinarna w SN może zostać uznana za sąd niezależny i niezawisły w rozumieniu prawa UE, skoro jej członkowie zostali wybrani przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa.
Czytaj także: Tykający wyrok Trybunału
Sprawa ma znaczenie fundamentalne, bo ewentualne orzeczenie potwierdzi lub nie legalność KRS (decyduje o nominacjach sędziowskich) oraz Izby Dyscyplinarnej (prowadzi postępowania dyscyplinarne wobec sędziów). Zdaniem obrońców praworządności oba te organy zostały obsadzone ludźmi Zbigniewa Ziobry.
Według polskiego rządu ta sprawa w ogóle nie powinna znaleźć się na wokandzie unijnego sądu. Po pierwsze dlatego, że ustały przyczyny sporu. Skargi sędziów do TSUE dotyczyły bowiem procedury pozostawienia ich w Sądzie Najwyższym, co ostatecznie stało się faktem dzięki nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym dokonanej w listopadzie 2018 r. Po drugie, unijny sąd nie ma kompetencji w tej sprawie.
We wtorek wysłuchano stron postępowania, sędziowie unijnego sądu zadawali też pytania, z których można było wywnioskować, co głównie budzi ich zaniepokojenie w zasadach funkcjonowania KRS oraz Izby Dyscyplinarnej. A więc m.in. skrócenie kadencji poprzednich członków KRS, kryteria mianowania do KRS, tryb odwoływania się od decyzji KRS i decyzji Izby Dyscyplinarnej. – Po pytaniach widać było, że sędziowie są świetnie zorientowani w sytuacji w Polsce – mówiła Sylwia Gregorczyk-Abram, pełnomocniczka sędziów skarżących. Wyrok zapadnie za kilka miesięcy, natomiast opinia rzecznika generalnego TSUE, która zazwyczaj jest zbieżna z ostatecznym werdyktem, ma zostać ogłoszona 23 maja, na trzy dni przed wyborami do PE.