Rekonstrukcja rządu jest dla PiS konsekwencją taktyki przyjętej przy konstruowaniu list wyborczych. Opozycja i część komentatorów szydzili, że będzie to prawdziwy exodus, bo pół rządu chce uciec do Brukseli.
Ale dla wyborców PiS te szyderstwa nic nie znaczyły. Oni na listach znaleźli postaci znane i lubiane. Dlatego też minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński w niezbyt korzystnym dla PiS okręgu szczecińsko-gorzowskim otrzymał 180 tys. głosów, a minister rodziny Elżbieta Rafalska, startując z kolejnego miejsca, 70 tys. Na Dolnym Śląsku minister Beata Kempa dostała ponad 200 tys. głosów, a minister edukacji Anna Zalewska niemal 170 tys. Zaś wicepremier Beata Szydło w okręgu małopolsko-świętokrzyskim pobiła rekord – głosowało na nią ponad pół miliona osób. Ta strategia dała partii Jarosława Kaczyńskiego spektakularne zwycięstwo.
Była to też strategia wynikająca ze specyfiki wyborów do PE. Okręgi wyborcze, często obejmujące dwa województwa, potrzebowały lokomotyw, osób rozpoznawalnych w skali kraju. To zupełnie inna strategia niż ta, której wymagają wybory parlamentarne. W nich też trzeba wystawić postaci znane, ale wystarczy, że będą rozpoznawalne w konkretnym powiecie – dyrektor szpitala, starosta, dobry samorządowiec. Stawiając w wyborach do PE na polityków znanych w całym kraju, PiS postąpił bardzo racjonalnie.
Wybór do PE oznacza, że ministrowie będący posłami tracą mandaty, muszą też odejść z rządu. Dlatego rekonstrukcja jest konieczna. I jest ona dla PiS szansą na to, by wypromować kilku polityków przed wyborami parlamentarnymi. To szansa na poszerzenie ławki obozu Zjednoczonej Prawicy o nowe osoby, które będzie można szybko wypromować. To również szansa na odmłodzenie swoich kadr. Mniej znani, młodsi politycy PiS, będą mogli się w tym czasie sprawdzić, a partia zdecydować, czy warto na nich postawić.
PiS nie opłaca się jednak robić z rekonstrukcji wielkiego show, ani zbyt podgrzewać przy tej okazji emocji. Bardziej opłaca się konsumowanie triumfu w eurowyborach tak długo, jak to tylko możliwe. Pozwolić, by przez media jak najdłużej przechodziła fala dyskusji, sporów, interpretacji, hipotez na temat tak spektakularnego zwycięstwa. Wydaje się, że efektem będą rychłe wzrosty w sondażach dla PiS, wielu dotąd niezdecydowanych wyborców identyfikuje się bowiem ze zwycięzcą i po wyborach partiom, które wygrały, poparcie rośnie. PiS jest zatem w bardzo dobrej pozycji wyjściowej przed jesiennymi wyborami. Jeśli partia nie popełni żadnego poważnego błędu, może myśleć o samodzielnych rządach.