Wszystko to była reakcja na depeszę niemieckiego radia Deutschlandfunk, która informowała, że zdaniem niemieckiej polityk SPD Katariny Barley, wiceszefowej Parlamentu Europejskiego, należy zagłodzić Polskę i Węgry, by wymóc przestrzeganie przez te kraje praworządności.
Problem w tym, że wypowiedź niemieckiej polityk brzmiała inaczej. Jako pierwszy zwrócił na to uwagę szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński, który w czwartek po południu najpierw przeczytał zapis rozmowy, a później odsłuchał nagrania, w którym o zagłodzeniu Polski nie było mowy. Barley mówiła o tym, że trzeba „finansowo zagłodzić” Wiktora Orbana, który jest uzależniony od pieniędzy z UE, choć w dalszej części wypowiedzi, krytycznie wypowiadała się również o „reżymie Kaczyńskiego”. Po kilku godzinach Deutschlandfunk opublikowało sprostowanie: „w pierwszej wersji sfałszowaliśmy oświadczenie Katariny Barley, wyolbrzymiając je. Naprawiliśmy ten błąd i przepraszamy”.
Nie przeszkadzało to jednak w piątek i sobotę Morawieckiemu, Glińskiemu czy Macierewiczowi mówić o tym, że skandalem jest proponowanie zagłodzenia Polaków, przez kraj, który wywołał II Wojnę Światową. I nawet po dementi, część komentatorów przekonywała, że radio manipuluje i usiłuje zatuszować skandaliczne słowa Barley.
Sprawa ma kilka aspektów, ale jest potencjalnie bardzo dla naszego kraju niebezpieczna. Zacznijmy od wypowiedzi samej Barley, która – w mojej ocenie – nie powinna mieć miejsca. Choć trudno jej zarzucić, że proponuje ludobójstwo Polaków, to jednak niemiecki polityk powinien bardzo uważać na to co mówi. „Finansowe zagłodzenie” Orbana, jako metoda wychowawcza ze strony niemieckiego polityka nie brzmi dobrze. Wpisuje się w butę dużej części niemieckich polityków – szczególnie lewicy, którzy uważają, że mają prawo rugać, karcić czy dyscyplinować demokratycznie wybrane rządy krajów UE.
W tym sensie słowa Barley są niestosowne. Choć równocześnie trzeba pamiętać, że jeśli idzie o meritum, mówiła ona o mechanizmach, które zaproponowała Komisja Europejska, aby krajom, które łamią zasadę praworządności nie wypłacać środków Unijnych. Ale – powtórzmy raz jeszcze – pojęcie „finansowego zagładzania” w ustach niemieckiego polityka – choćby nawet był brytyjskiego pochodzenia – brzmią fatalnie.
Kolejny punkt ważny punkt to reakcja polskich władz, która wydaje się problematyczna podwójnie. Wiceminister spraw zagranicznych napisał w piątek, że odsłuchał wywiadu i oburzył się, że padło tam słowo „zagłodzić”. To zaś oznacza, że wiceszef polskiej dyplomacji przyznał oficjalnie, że odsłuchał audycji dopiero po tym, jak sam zdążył ją wcześniej skomentować i po tym, jak skomentowali ją szef kancelarii premiera czy rzecznik rządu. Świadczy to o braku profesjonalizmu polskiej dyplomacji. Po ukazaniu się tak kontrowersyjnych słów polscy dyplomaci powinni natychmiast odsłuchać na stronie niemieckiego radia prawdziwych słów Barley i nadać komunikat do rządu w Warszawie, z prawdziwą zawartością wywiadu. Wiele na to wskazuje, że nikt takiej pracy nie wykonał, najważniejsi politycy w państwie zaś komentowali wypowiedź, którą znali wyłącznie z nagłówka niemieckiej radiostacji. Nie najlepiej świadczy to o profesjonalizmie naszej polityki. Szczególnie, że Polacy są niezwykle czuli na to, jak zagraniczne media przekręcają wypowiedzi polskich polityków. Gdy już było potwierdzone, że wypowiedź Barley nie dotyczyła „zagłodzenia Polski” brnęli dalej.