Donald Trump do końca wierzył, że zwycięstwo jest jeszcze możliwe. I w szalonym pędzie zorganizował w ostatnich godzinach kampanii wiece w Karolinie Północnej, Pensylwanii, Wisconsin i Michigan. Stoicką postawę przyjął natomiast jego konkurent. 77-letni kandydat demokratów Joe Biden najwyraźniej uważał, że tak ogromny wysiłek może sobie darować, bo zwycięstwo jak dojrzały owoc samo wpadnie mu w ręce.
Jeśli wierzyć ankieterom, wszystko już jest rozstrzygnięte. Agregator sondaży FiveThirtyEight daje mu 8,6 pkt proc. przewagi nad Trumpem. A „The Economist" ocenia, że demokrata na 95 proc. wygra te wybory. Miałby zdobyć 345 głosów elektorskich, dużo powyżej 270, jakie dają przepustkę do Białego Domu. Trumpowi pozostałoby ich tylko 193.
To jednak przy założeniu, że prezydent przegra kluczowe, wahające się stany, jak Floryda czy Pensylwania. A pewne wcale to nie jest. W 2016 r. sondaże nie doceniły poparcia dla miliardera, bo wielu wstydziło się przyznać, że chce na niego głosować. Republikanin, który tylko w niedzielę zorganizował w szaleńczym pędzie wiece aż w pięciu stanach, wciąż wierzy, że tak będzie i tym razem.
Pierwotny plan Trumpa był jednak inny. Jeszcze na początku roku sądził, że mogąc pochwalić się rekordowo niskim bezrobociem i silną gospodarką, triumfalnie zostanie wybrany na drugą kadencję w Białym Domu. Wszystko zniweczył Covid-19. Stany opłakują dziś blisko ćwierć miliona ofiar wirusa i przechodzą przez kryzys, jakiego nie widziały od 80 lat. Wyborcom trudno uniknąć wrażenia, że zamiast powrotu do „wielkości Ameryki", jaką obiecywał prezydent, przychodzi im żyć w okaleczonym kraju.
W 2016 r. to głównie biali wyborcy, skuszeni obietnicą ochrony klasy średniej przed zagrożeniami globalizacji, wynieśli Trumpa do Białego Domu. Ale teraz coraz więcej z nich, w szczególności kobiety z zamożnych przedmieść i starsi mężczyźni, marzy tylko o dawnej stabilności, której ucieleśnieniem jest obraz sympatycznego, przewidywalnego, choć może niezbyt aktywnego dziadka, z jakim kojarzy się Biden. Do tego dochodzą urażone rasistowskimi komentarzami Trumpa uczucia Latynosów i czarnoskórych w kraju, gdzie mniejszości etniczne stanowią już 41 proc. społeczeństwa.