Na pewno polexit, choć jest typowym goebbelsowskim kłamstwem, pozostaje czymś, czego nie możemy dłużej lekceważyć. Przyznaję, iż sam na początku uważałem, że ta wrzutka jest tak absurdalna, że nie musimy na nią specjalnie reagować. Niestety, zbyt duża część Polaków albo w to uwierzyła, albo nabrała wątpliwości, jak jest naprawdę. W tym znaczeniu Platforma wyrządziła ogromną szkodę przede wszystkim obywatelom. Musimy się z tym tzw. polexitem zdecydowanie rozprawić w kampanii europejskiej. Pod tym względem stanowi ona dla nas pewne wyzwanie, ale też szansę. Będziemy prezentować naszą pozytywną agendę, pozytywny program europejski w wielu sprawach. A obejmuje on m.in. zintensyfikowanie działań na rzecz wspólnego rynku, również cyfrowego, zwiększenie współpracy energetycznej. Opinia jakobyśmy byli hamulcowymi we wszystkich sprawach, jest niesprawiedliwa. Kampania europejska staje się więc doskonałą okazją, by to zmienić.
Tylko że dla euroscepytków nie będzie to zachęta. Wręcz przeciwnie.
Sam eurosceptycyzm jako zjawisko ma różne odcienie i to nie tylko u nas. Główne zastrzeżenia polskich eurosceptyków dotyczą kwestii takich jak np. pozatraktatowe rozszerzanie kompetencji przez instytucje europejskie. Nie znam chyba żadnych poważnych polskich eurosceptyków, którzy by protestowali przeciwko pogłębieniu integracji w ramach wspólnego rynku, a postulaty takie są oprotestowywane, choćby we Francji. Natomiast ewidentne omijanie traktatów w takich sprawach, jak polityka migracyjna, wchodząca w zakres wewnętrznych kompetencji państw członkowskich, i traktowanie jej na równi z polityką względem uchodźców jest dla eurosceptyków nieakceptowalne.
Czyli strategia zjednoczonej prawicy jest taka, by pokazać własną pozytywną agendę europejską, która nie będzie eurosceptyczna, tylko proeuropejska. To z kolei będzie wiarygodne?
Nie mówię o strategii, wyraziłem jedynie własny pogląd w tej sprawie. Uważam, że kampania europejska stanowi dla nas wyzwanie i nie należy rozbudzać nadmiernych oczekiwań. Trzeba mieć świadomość, że wybory europejskie są dla nas trudniejsze niż krajowe. Jestem przekonany, że je wygramy, ale nie musi to być efektowne zwycięstwo. Nakładając filtr frekwencji wyborów europejskich na zagregowany wynik wyborów do sejmików zobaczymy, że gdyby 21 października 2018 r., odbyły się wybory europejskie a nie samorządowe, to przewaga Zjednoczonej Prawicy nad Koalicją Obywatelską byłaby mniejsza o 4 punkty procentowe. Wynika to z ogromnej dysproporcji frekwencji między dużymi miastami a wsią w wyborach europejskich.
PiS ma problem z mobilizacją własnego elektoratu?