Zawodowy lobbysta zarejestrowany w Sejmie musi nosić charakterystyczny czerwony identyfikator. W zamian za to może poruszać się niemal po całym kompleksie i zabierać głos podczas posiedzeń komisji. Choć na pierwszy rzut oka z byciem sejmowym lobbystą wiąże się wiele korzyści, zainteresowanych szybko ubywa.
Taki wniosek płynie ze sprawozdania Kancelarii Sejmu o działaniach podmiotów wykonujących zawodową działalność lobbingową w 2017 roku. Zestawiając je z informacjami z poprzednich lat, widać, że spada liczba zarejestrowanych lobbystów w Sejmie. W 2015 roku było ich 42, w 2016 roku – 38, a w 2017 roku – 28.
Jeszcze gwałtowniejszą tendencję spadkową widać w liczbie posiedzeń komisji, w których uczestniczą lobbyści. W 2015 roku było ich 39, w 2016 roku – 13, a w 2017 roku – jedynie trzy. W minionym roku tylko na jednym posiedzeniu lobbysta zabrał głos. Wypowiedział się w sprawie projektu ustawy o likwidacji Polskiej Organizacji Turystycznej.
Formalnie sejmowi lobbyści w 2017 roku zgłaszali zainteresowanie ponad 30 dziedzinami prawa – od badań naukowych, przez detektywistykę, po podatki. O tym, że to zainteresowanie zostało głównie na papierze, może świadczyć też fakt, że dwóch lobbystów nie pofatygowało się nawet po odbiór przepustki.
Skąd taki spadek ich aktywności? Witold Michałek, ekspert ds. gospodarki i lobbingu Business Centre Club, mówi, że po objęciu rządów przez PiS posiedzenia komisji stały się bardziej upolitycznione.