– Andrzej Duda nie jest kandydatem wysuniętym przez partie polityczne – mówił kilka dni temu w Polskim Radiu Krzysztof Szczerski, szef Gabinetu Prezydenta RP. Tymczasem za kampanią Dudy stoi aparat partyjny Prawa i Sprawiedliwości. Sobotnia konwencja PiS oficjalnie zainauguruje kampanię „bezpartyjnego" kandydata na prezydenta, którego rekomendować wyborczo będzie zarówno prezes Jarosław Kaczyński, jak i premier Mateusz Morawiecki. Głowie państwa narzucono współpracowników na czas kampanii, choć sztabu wyborczego wciąż oficjalnie nie przedstawiono.
W otoczeniu Andrzeja Dudy panuje chaos. Najpierw prezydent został skrytykowany przez polityków Zjednoczonej Prawicy za rozważania na temat podpisania ustawy o związkach partnerskich, a później doszło do otwartego sporu między Błażejem Spychalskim, rzecznikiem prezydenta, a Michałem Dworczykiem, szefem KPRM, o organizację uroczystości 80. rocznicy zbrodni katyńskiej. – Jak państwo widzicie, minister Michał Dworczyk jeszcze wiele się musi nauczyć– powiedział rzecznik prezydenta w odpowiedzi na słowa Dworczyka, że prezydent może „towarzyszyć premierowi" podczas wizyty w Katyniu. Problemy komunikacyjne w obozie władzy narastają.
– Zmiany w sądownictwie, mimo że głębokie i obejmujące wiele obszarów, nie przełożyły się na podniesienie jakości funkcjonowania sądów – tak Jarosław Gowin skrytykował w Radiu Plus zmiany Zbigniewa Ziobry w wymiarze sprawiedliwości. Tymczasem w sobotę PiS ma z wielką pompą ruszyć z „właściwą kampanią wyborczą" Dudy. Czym przykryć rosnące nieporozumienia w obozie władzy, słabnącą pozycję prezydenta i spadek poparcia dla PiS?
PiS będzie chciało pokazać Dudę jako jedynego kandydata, który ma moc sprawczą na kontrze do kontrkandydatów, którzy jedyne co będą próbowali zaproponować, to dekompozycję obozu władzy. Stąd grad obietnic wyborczych, którymi Duda ma zasypać Polaków w trakcie kampanii. Emerytury stażowe, 100 obwodnic – to tylko część z tych, którymi prezydent ma epatować do maja.
Dla opozycji sprawczość Dudy może się okazać nie lada problemem. Bo co są w stanie faktycznie zaproponować Małgorzata Kidawa-Błońska czy inny kandydat opozycji? Obietnic prezydenta z opozycji rząd Zjednoczonej Prawicy spełniać nie będzie, mimo prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej. A kolejne wybory parlamentarne dopiero za ponad trzy lata. Co więc mógłby realnie robić prezydent pochodzący z opozycji? Kolebać łodzią władzy. Nie podpisywać ustaw, wetować, zwlekać z decyzjami, grać na spór. Inaczej Duda, którego współpraca z PiS gwarantuje Polakom realizację, przynajmniej części, obietnic.