Każda władza podlega ocenie. Żadna władza nie jest zabezpieczona przed tym, by chociaż część wyborców uznała, że kończymy z tą partią.
Mówię o tym dlatego, że totalna polaryzacja, o której pan pisze, doprowadziła do sytuacji, że najbardziej rdzeniowi wyborcy po jednej i po drugiej stronie mogą mieć kłopot z rzeczywistością. Widzę ten kłopot po obydwu stronach.
W pewnym sensie napisałem tę książkę po to, by ona była dla nas wszystkich kubłem zimnej wody. Dalsza część polaryzacji, wojny do dna, prowadzi do zniszczenia państwa Polaków. O tym jestem najgłębiej przekonany. Po drugie prowadzi do sytuacji niezwykle niebezpiecznej, eskalacji konfliktu, który do tej pory był zimną wojną i oby taką pozostał. Niewiele trzeba, aby sobie skoczyć do gardeł. Ktoś w końcu musi powiedzieć "opamiętajcie się, dość". Mogę powiedzieć jeszcze jedna rzecz. W pewnym sensie w tej książce zdarza mi się uderzyć we własne piersi. Byłem częścią tego obozu i wiem jak łatwo wejść w te buty wojny o wszystko, jak niewiele potrzeba, by dostrzegać wyłącznie niegodziwości przeciwnika. Nad nami wszystkimi jest państwo, które powinno być niezależne od sporu politycznego. To państwo na naszych oczach się rozsypuje. To, że PiS ubiera to w sreberko propagandy i mówi, że nie było nigdy tak silne, jak za ich rządu, to jest to kłamstwo, które opisuje kartka po kartce.
Jeśli chodzi o media, to słabość państwa w temacie imigracji opisuje tygodnik "Sieci", w którym opisany był jeden z symptomów tego, o czym pan pisze, czyli sieć firm, które zajmują się nielegalnym sprowadzaniem imigrantów do Polski. To pokazuje, że ten spór nie zawsze jest na tak oczywistych płaszczyznach. jest prowadzony.
Równocześnie ten tygodnik wspierał historię propagandową rządu "walczmy z obcymi". "Nie wpuścimy ani jednego muzułmanina", "będziemy walczyć o to, by Polska była dla Polaków". Wtedy nie widzieli z tym kłopotu, że rząd najpierw rozpętuje historię antyimigracyjną, a w tej chwili otwiera bramy dla imigracji zarobkowej. Ministerstwo Rozwoju zastanawia się, jak wprowadzić ułatwienia dla Hindusów, Nepalczyków czy Filipińczyków, by mogli legalnie przyjmować pracę w Polsce. Gdyby zdarzył się minister, który by powiedział prawdę, to by go natychmiast zdymisjonowano. Nie możecie grać kartą imigrancką w ten sposób, że najpierw szczujecie Polaków na obcych, a z drugiej strony po cichutku otwierać bramę dla imigracji. To, że teraz się tygodnik prawicowy obudził w tej sprawie, jest jednym z dowodów hipokryzji, a nie celnego trafienia. O tym pisała "Kultura Liberalna" parę miesięcy temu, ale nikt tego głosu nie zauważył.
Inny fragment dał mi do myślenia. Opisał pan scenariusz takiego hybrydowego ataku na przesmyk suwalski. To jest scenariusz, który pan poznał wcześniej? Polskie państwo rozważało to w przeszłości?
To nie jest żadna tajemnica, że po agresji na Ukrainie, wiele państw NATO, w tym także i Polska, podjęło szereg działań jawnych i niejawnych, by przed takim scenariuszem się zabezpieczyć. Przeprowadzono ćwiczenia. Byłem organizatorem pierwszych od 40 lat ćwiczeń wszystkich jednostek podległych MSW, łącznie z udziałem wojska. To były ćwiczenia, które miały na celu przetrenowanie tych rodzajów zagrożeń. W tym fragmencie wiem o czym piszę.
Pisze pan również o pojednaniu. Mówił też o tym w sobotę Donald Tusk. Myśli pan, że czytała pana książkę?
To osobna historia. Chyba czytał, skoro polubił. To jest być może efekt stanięcia z boku. Wystarczy zrobić krok w bok od tego co się dzieje w Polsce, by popatrzeć z odrobiną dystansu na to, jak się wzajemnie zjadamy. Tu nie chodzi o fałsz pojednania i picia sobie z dziubków. To jest polityka, nie czarujmy się, zawsze chodzi o twarde interesy. Tu chodzi o postawienie granicy, za którą jest całkowita dewastacja Polski. To, że Donald Tusk w tej sprawie zabrał głos wydaje mi się dość naturalne. Korzystam z tego przywileju stania obok polskiej polityki, stąd pewnie podobieństwo tych głosów.
Donald Tusk mówił też o tym, że był świadkiem rozmowy prezydentów Kosowa i Serbii. Przyznał, że oni później nie musieli się tłumaczyć dwa tygodnie, że siedzieli obok siebie. Tyle w Polsce trwała dyskusja na temat rozmowy Tusk - Duda. Odebrałem tę refleksję Donalda Tuska jako wynik obserwacji.
To, o czym pan wspomniał, było dla mnie wstydliwe i żenujące. Głowa państwa, prezydent, tłumaczy się swoim wyborcom, dlaczego siedział obok przewodniczącego RE, rozmawiał i się panowie uśmiechali. Poniżej podłogi już się spaść nie da. Kompletnie nie rozumiem tego. To jest efekt wewnętrznej szczujni. Naszym wrogom nie podajemy ręki, nasi wrogowie są do anihilacji. To są konsekwencje gry o wszystko. Tutaj wina spada na silniejszego, który ma władzę, czyli na PiS. To oni nie powinni przekraczać pewnych granic w wewnętrznej wojnie. Nie tylko przekraczają granicę, ale również ją ekstremalizują. Kto sieje tak wielki wiatr, zbierze wielką burzę.
Od niedawna jest pan na Twitterze. Twitter i media społecznościowe doprowadzają do jeszcze większej polaryzacji. Też ma pan takie wrażenie?
Uważam, że media na całym świecie prowadzą do większej polaryzacji. Twitter nie jest wyjątkiem. Twitter jest świetnym, błyskawicznym źródłem bieżącej informacji. To się odbywa w pewnej specyficznej bańce. Jest dobrym miejscem do komunikacji między politykami a dziennikarzami. Podlega fali hejtów, podobnie jak inne social media. Jego szybkość reakcji jest jego zasadniczą zaletą.
Wracając do spotkania Donalda Tuska. Było wielu ludzi. Później pojawiły się zdjęcia publikowane przez drugą stronę z góry rynku. Pokazywały, że na tle rynku tych ludzi było niewielu. Druga strona mówiła, że nie było tłumów. Takie obserwacje z obu stron mam codziennie.
W świecie cyfrowym może dowolnie przedstawić wariant rzeczywistości. I go udowodnić naocznie. Na tym polega zdradliwość tego medium.