Przypominamy tekst z "Plusa Minusa" z 2011 roku.
Od kilku miesięcy pojawiają się w mediach zapowiedzi uroczystości odsłonięcia upamiętnień dwu krwawych wydarzeń z lat 40. ubiegłego wieku z obszaru wspólnej polsko-ukraińskiej historii – w Sahryniu koło Hrubieszowa oraz Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach na Wołyniu. Choć były to dwa różne wydarzenia, a zapowiadana jest teraz jedna uroczystość – tego samego dnia w dwóch miejscowościach – uświetniona obecnością prezydentów Polski i Ukrainy, co społeczeństwa obu państw skłania do własnych interpretacji, warto się przyjrzeć, co się wówczas stało.
Pierwsze wydarzenie to wymordowanie 30 sierpnia 1943 r. przez UPA z udziałem okolicznej ludności ukraińskiej dwu położonych obok siebie wsi polskich na Wołyniu, założonych w XVI w., Ostrówek i Woli Ostrowieckiej. Zginęło w obu wsiach ok. 1080 Polaków, od niemowląt po starców. Nie był to jednostkowy atak na wytypowane specjalnie te właśnie miejscowości, lecz fragment szczególnie nasilonej w ostatnich dniach sierpnia 1943 r. ludobójczej depolonizacji Wołynia, podczas której zaatakowano Polaków w co najmniej 95 miejscowościach i – jak zeznał sądzony przez władze sowieckie dowódca Okręgu Wojskowego „Turiw" UPA-Północ Jurij Stelmaszczuk „Rudyj", przeprowadzający sierpniowe rzezie – zamordowano wtedy ok. 15 tys. Polaków.
Ludobójcza depolonizacja trwała już od początku 1943 r. na Wołyniu, od połowy 1943 r. w Małopolsce Wschodniej, a jesienią 1943 r. napady nacjonalistów ukraińskich na Polaków zaczęły się we wschodnich powiatach Lubelszczyzny, na teren której zresztą napłynęły od lipca 1943 r. rzesze polskich uchodźców z Wołynia, w tym wielu rannych i okaleczonych liczących tam na bezpieczeństwo.
Drugie wydarzenie to prewencyjno-odwetowa akcja dokonana 10 stycznia 1944 r. przez lubelskie oddziały Armii Krajowej, wspomagane przez pododdział Batalionów Chłopskich, na nacjonalistyczną bazę we wsi Sahryń, z której były dokonywane wypady na Polaków w okolicy. Decyzja o rozgromieniu Sahrynia została podjęta pod wpływem ustaleń wywiadu podziemia, że 16 marca 1944 nastąpi zmasowany atak bojówek ukraińskich. Chodziło zatem o niedopuszczenie do mordów na skalę wołyńską, gdzie polskie kontrakcje były słabe, spóźnione, a przede wszystkim rzadkie, bo gdyby było ich wiele i skutecznych, to nie straciłoby tam życia aż 60 tys. Polaków. Wiadomości wywiadowcze, choć może nieprecyzyjne, bo zapowiadające ofensywę antypolską z Sahrynia, jednak były bliskie prawdy, bowiem 16 marca na Lubelszczyznę przybyły z Małopolski Wschodniej oddziały Ukraińskiej Narodowej Samoobrony, przemianowane później na UPA, nie w celach turystycznych przecież. W Sahryniu znajdowały się: silnie uzbrojony posterunek policji ukraińskiej oraz bojówki zorganizowane przez OUN oraz grupy Ukraińców z niemieckich jednostek SS, w wiejskich warunkach usadowione w chłopskich zabudowaniach pośród ukraińskiej ludności cywilnej, której oszczędzanie było nakazane rozkazami akowskich dowódców. Jednakże kilkugodzinna walka z zaciekle broniącymi się Ukraińcami, podczas której podpalano zabudowania, a także niepohamowane odwetowe zachowania części uczestników akcji, którzy niejednokrotnie już stykali się z zabójstwami Polaków przez nacjonalistów ukraińskich, spowodowały niestety również znaczne straty wśród ukraińskich cywili, w tym kobiet i dzieci. Nie tylko w Sahryniu, ale też w kilku okolicznych miejscowościach uznanych za siedliska nacjonalistyczne, zaatakowanych jednocześnie z Sahryniem lub bezpośrednio po nim, wyniosły one łącznie ponad 600 osób (według trudnego do zweryfikowania wykazu przedstawionego przez środowiska ukraińskie), wśród nich uzbrojonych mężczyzn.