Nie wiemy, co dzieje się z jedną z największych firm na rynku wierzytelności. Ten zaś huczy od plotek. Do redakcji „Rzeczpospolitej" i „Parkietu" spływają rozpaczliwe listy ludzi, którzy ulokowali w GetBacku swoje oszczędności. Obawiają się, że mogą nie odzyskać zainwestowanych pieniędzy. Czy ta historia czegoś nam nie przypomina?
Nie wiem, czy w GetBacku doszło do jakichś nieprawidłowości. Nie ośmieliłbym się postawić takiej tezy. Gdzie jednak podziewa się nasze państwo? Co robi Komisja Nadzoru Finansowego, utrzymywana m.in. po to, aby reagować w tego rodzaju sytuacjach? Czy pracują w niej chłopcy w krótkich spodenkach czy ludzie odpowiedzialni za państwo i jego rynek finansowy? To odpowiedni moment, aby powiedzieć zaniepokojonym inwestorom albo że wszystko jest w porządku, że doszło po prostu do drobnej turbulencji, albo że problem jest poważny. Dla rynku, podobnie jak dla zwykłych zjadaczy chleba, którzy często zainwestowali oszczędności życia, najgorsza jest niepewność.
Zawirowania wokół GetBacku trwają już blisko tydzień. W tym czasie rządzący nabrali wody w usta i udają, że ta sprawa ich nie dotyczy. PiS długo śmiał się z istniejącego tylko teoretycznie państwa Donalda Tuska, z sienkiewiczowskiej „kamieni kupy". Wydawało się przez chwilę, że rządzący wyciągnęli wnioski z tamtych błędów.
Okazuje się, że w sytuacji kryzysowej, kiedy zapanowała powszechna niepewność, nadal nie ma ludzi odpowiedzialnych, którzy byliby w stanie zmierzyć się z problemem. Łatwo brylować na zagranicznych sympozjach i konferencjach, snuć rozważania o rynkach kapitałowych, strategiach i o tym, co się może wydarzyć za 20 lat. Dużo trudniej gasić finansowe pożary.
Perturbacje, które przechodzi GetBack, mogą zachwiać całym systemem finansowym i spowodować ogromną niepewność wśród inwestorów. Dlatego oczekujemy od rządu natychmiastowych reakcji, a nie stworzenia komisji śledczych za pięć lat.