W ostatnich trzech latach rząd wiele zrobił, aby udowodnić, że sektor ochrony zdrowia jest dla niego priorytetem. To odpowiedź na oczekiwania Polaków, którzy od lat wskazują zdrowie jako drugą najważniejszą wartość w ich życiu. Starzenie się społeczeństwa jest wyzwaniem organizacyjnym i finansowym dla systemów ochrony zdrowia w całej Europie. Oczywiście patrząc oczami polityka, jest to rosnące grono wyborców, którzy oczekują poprawy dostępności do świadczeń medycznych.
Wśród wielu zmian w ochronie zdrowia dwie są szczególnie istotne – wprowadzenie sieci szpitali oraz uchwalenie ustawy, która miała doprowadzić do skokowego wzrostu finansowania ochrony zdrowia poprzez zwiększanie odsetka PKB przeznaczanego na ochronę zdrowia, tj. 6 proc. w 2024 r. W pierwszej wersji ustawy ten poziom miał zostać osiągnięty w 2025 r., a po negocjacjach z lekarzami rezydentami proces został przyśpieszony o rok.
Metodologia, czyli słowo klucz
Ustawa wprowadzająca wzrost udziału inwestycji w zdrowie w relacji do PKB była od lat Świętym Graalem. Dlatego duże zdziwienie budziła łatwość, z jaką na ustawę zgodziło się Ministerstwo Finansów. Jednak jej szczegółowa analiza – moje zdumienie wywołał fakt, że jeszcze nikt nie spojrzał na nią krytycznie – pokazuje, że zostaliśmy w najlepszym przypadku niedoinformowani. Dodajmy, że ustawa w tym kształcie doprowadzi do tego, że w 2024 r. będziemy najprawdopodobniej państwem, które przeznacza najmniej w Europie na ochronę zdrowia.
Metodologia. To słowo klucz tej ustawy. Okazuje się, że rządzący postanowili zastosować swoją własną metodologię liczenia kosztów ochrony zdrowia. Inną, niż stosuje Główny Urząd Statystyczny, inną, niż używa się na potrzeby porównań międzynarodowych. W „nowej" metodologii kosztem ochrony zdrowia są m.in. edukacja lekarzy, pielęgniarek i położnych (staże i rezydentury), także między innymi wydatki na taryfikację świadczeń lub Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Jednak, co zaskakuje, nie liczymy do statystyk wydatków samorządów – głównie na profilaktyczne programy zdrowotne. To spowoduje, że decydenci będą mieli duży komfort, kiedy za kilka lat okaże się, że z realizacją ustawy nie jest tak łatwo i statystyki europejskie nie będą potwierdzać realizacji ustawy, a wzrost nie będzie widoczny lub będzie widoczny w znacznie mniejszej skali, niż to wynika z zapisów prawa. Niepokój ekspertów ochrony zdrowia budzić powinny ostatnie wystąpienia decydentów, którzy publicznie deklarują, że w ciągu dwóch lat wydatki na ochronę zdrowia wzrosły do ponad 4,9 proc. PKB, wszak od 20 lat korelacja między odsetkiem PKB przeznaczanego na zdrowie a wzrostem PKB zawsze była taka sama, a kosztem niespełna 3 mld zł (dotacje budżetu do NFZ) w ciągu dwóch lat nie ma możliwości osiągnięcia takiego wzrostu.
Kosztowna interwencja
Projekt ustawy był poprawny, jednak na etapie Komitetu Stałego Rady Ministrów ktoś podjął się stanowczej i bardzo kosztownej dla polskich pacjentów interwencji. W ustawie przyjętej przez Komitet, a potem rząd i parlament, pojawił się fragment, który teoretycznie doprecyzowuje zapis w zakresie sposobu liczenia wydatków na ochronę zdrowia – ale tak naprawdę jest wytrychem, który pozwala interpretować ustawę zupełnie inaczej. Zapis ten brzmi: „Wartość produktu krajowego brutto, o którym mowa w ust. 1, jest ustalana na podstawie wartości określonej w obwieszczeniu Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego wydawanym na podstawie art. 5 ustawy z dnia 26 października 2000 r. o sposobie obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto, według stanu na dzień 31 sierpnia".