Bezsensowna, koszmarna śmierć pięciu nastolatek uwięzionych w escape roomie powinna być mocnym impulsem dla państwa, aby przyjrzeć się tego rodzaju działalnościom. To oczywisty wniosek. Ważne jednak, aby nie były to działania efekciarskie, ale rzeczywiste zwiększające teraz, jak i na dalszą przyszłość bezpieczeństwo w tego rodzaju przybytkach.
Tragedie się zdarzają i ich nie unikniemy. One wpisane są w naszą rzeczywistość. Przypadek koszaliński i wyniki kontroli, którą zaraz po nim w pośpiechu przeprowadzono, pokazują, że patologia działania „pokojów zagadek" w całym kraju jest więc systemowa. Bo jak określić fakt, że kontrole przeprowadzone przez Państwową Straż Pożarną tylko w weekend w ponad 300 takich placówkach spowodowały zamknięcie 26 z nich, a w pozostałych wykryto 1115 nieprawidłowości, z czego 406 związanych z ewakuacją.
Czytaj także:
Escape roomy: będzie trzeba poprawić kilka przepisów
Można zapytać: jak to w ogóle możliwe, skoro mamy prawo, rozbudowane standardy, inspekcje, setki formalizmów, zgód, i pieczątek, które musi zdobyć przedsiębiorca, a wymogi przeciwpożarowe czy ewakuacyjne są absolutną postawą i bez ich spełnienia trudno świadczyć usługi ma masową skalę? Czy ta tragedia nie pokazała, że żyjemy w świecie iluzji, gdzie papier i pieczęć ma zagwarantować elementarne bezpieczeństwo, a nie umożliwić rzeczywiste działania? A na co dzień nikt się tym nie interesuje, skoro nieprawidłowości, i to masowe, wychodzą dopiero przy nadzwyczajnych kontrolach, po takiej tragedii jak ta. Gdzie były te wszystkie służby, które wydawały zgody na takie działalności, kiedy tego rodzaju placówki już działały?
Ich nadzór okazał się teoretyczny. Bo zaświadczenia, formularze i pieczątki to istota naszej administracji. Papier przyjmie wszystko, tyle że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.