Bankowcy i ekonomiści straszą ze wszystkich stron, że wyrok ten doprowadzi do ruiny nie tylko finanse banków, ale do upadłości cały kraj. Zaniepokojeni wysłali nawet list do Trybunału, nie zważając, że jest to działanie bez precedensu, które może być uznane za niedozwolony lobbing. Wszystkie te diagnozy zaczynają się przeważnie od słów: nie jestem prawnikiem, ale...
Jak to się stało. Najsłynniejszy polski frankowicz
Polska usłyszała o kłopotach z kredytami frankowymi za sprawą najsłynniejszego polskiego frankowicza Tomasza Sadlika, który rozpoczął pionierską walkę w sądach. Walka ta zresztą trwa do dziś a po sprawiedliwość trzeba było się udać do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W Polsce bowiem w tym czasie wszyscy uczyli się dopiero rozróżniać kredyt denominowany od indeksowanego włącznie z sędziami. Przytłaczającą większość spraw wówczas wygrywały banki, a całość intelektualnego uzasadnienia wyroków dała się sprowadzić do stwierdzenia, że umów należy dotrzymywać , a orzecznictwo i dyrektywy unijne nakazujące wziąć w obronę słabszą stronę umowy pozostawały terra incognita.
Czytaj także: Kredyty frankowe - co może oznaczać wyrok TSUE dla frankowiczów
Współcześni niewolnicy i ich bunt
Tomasz Sadlik postanowił nie tylko walczyć o swoje prawo do uczciwego kredytu, ale uznał, że należy działać systemowo i powołał do życia Pro Futuris, organizację której celem jest pomoc konsumentom w nierównej walce z bankiem oraz uświadomienie wszystkim, że walka i troska o sprawiedliwy ład społeczny to nie jest pusty slogan. Do tej walki przyłączyło się stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu i dzięki między innymi tym organizacjom społecznym ludzie dowiedzieli się ,że pracownicy banków oferując kredyt frankowy informowali jedynie, że ryzyko kredytu indeksowanego do franka jest niewielkie, ponieważ jest to najbardziej stabilna waluta świata. Poza informowaniem społeczeństwa, o tym czym naprawdę jest kredyt frankowy i że jest on tak naprawdę praktycznie niespłacalny, albowiem po 10 latach od jego spłaty kapitał pozostały do spłaty jest czasami dwukrotnie większy od tego na początku umowy, doszło do zmiany przepisów. Kwota wpisu od pozwu wynosi 1000 pln a nie 5 % wartości przedmiotu sporu. Organizacje aktywnie pomagają też wszystkim konsumentom występując w ich imieniu w sądach, co pozwala uzyskać zwolnienie od kosztów sądowych. Liczne protesty uliczne nie doprowadziły jednak do przewalutowania kredytów.
Gry sejmowe i sądowa pułapka
Wieloletnie próby poszukiwania systemowego rozwiązania problemu nie przyniosły żadnego skutku. Politycy nie stanęli na wysokości zadania i odesłali wszystkich do sądów. Trzeba przyznać ,że banki walnie przyczyniły się do tego, rozpętując medialną histerię, że ewentualna ustawa wysadzi w powietrze cały sektor finansowy. Fakty zaś są takie, że w sądach jest najprawdopodobniej najwyżej 25 tysięcy spraw. Każda z nich trwa lub będzie trwać do prawomocnego zakończenia przynajmniej 5 lat. Prawomocnych korzystnych wyroków zasądzających konkretne kwoty dla frankowiczów jest dosłownie kilka. Nawet jeśli po wyroku TSUE na oddanie sprawy do sądu zdecyduje się kolejnych 25 tysięcy osób, to narrację banków o końcu świata należy włożyć do lamusa. Analitycy finansowi wyliczają, że na dziś średnia nadpłata kredytu z tytułu występowania w umowie niedozwolonej klauzuli indeksacyjnej wynosi mniej więcej średnio około 50 tysięcy. Jeśli nawet tych spraw miałoby być więcej to doprawdy nie trzeba być ekonomistą ,żeby wiedzieć ,że jedyne co grozi bankom to ewentualne zmniejszenie zysków. Zresztą nie sposób nie zauważyć ,że banki zaczęły się przygotowywać systemowo na wypadek lawiny pozwów i można dziś zapytać dlaczego sprzedają te kredyty do wydzielonych spółek ? Czynnych umów kredytowych na rynku jest najprawdopodobniej 450 tysięcy. Ile z tych osób to jednostki aktywne, które zdecydują się na wieloletnią walkę ? Tym bardziej, że proces może potrwać nawet 10 lat, jeśli dojdzie do paraliżu wymiaru sprawiedliwości. Socjologicznie rzecz ujmując, aktywnych jednostek w życiu jest około najwyżej 10 %. Widać to chociażby patrząc na to, że do Solidarności zapisało kiedyś się 2,5 mln ludzi, którzy uznali, że warto spróbować zmienić świat ale też i swój los. Część frankowiczów kredyt swój spłaciła i chce o nim zapomnieć, część nie jest w stanie go spłacać, a jeszcze inni nie mają już sił ani pieniędzy.