Jego zdaniem ruch na dobre ruszy w czerwcu, a lipiec i sierpień będą prawdziwymi żniwami dla wakacji last minute. —Dzisiaj mnóstwo ludzi w Europie Północnej siedzi zamkniętych w domach. I bardzo będą chcieli wyjechać na jakiekolwiek wakacje zanim dzieci terminowo pójdą do szkoły. Kiedy się już wszystko uspokoi, natychmiast ruszy wyprzedaż biletów, która dla przewoźników tradycyjnych może się okazać nie do utrzymania — mówił prezes Ryanaira. Jego zdaniem należy również oczekiwać gwałtownego wzrostu popytu tak na same podróże lotnicze, jak i wakacje w ogóle. A na rynku po raz kolejny wybuchnie wojna cenowa. I wyśmiał pomysły konkurencji, która rozważa, aby po odblokowaniu ruchu zmniejszyć liczbę pasażerów w samolotach, pozostawiając odstępy między pasażerami.
— Pozostawianie jednej trzeciej miejsc w samolotach pustych mija się z celem, bo popyt wróci normalnie, bez specjalnych zachęt poza niskimi cenami. Kiedy tylko znikną obostrzenia samoloty same się wypełnią, wystarczą niskie ceny – uważa O'Leary. I zapowiada sprzedaż miejsc po bardzo niskich cenach .
— Czy bilet będzie kosztował 9,99 euro, czy 4,99, 1,99, czy nawet 99 centów, praktycznie nie ma dla mnie znaczenia. Nasze myślenie jest takie : w krótkim czasie nie ma co się skupiać na maksymalizacji zysku. A głównym celem Ryanaira jest ściągnięcie do pracy naszych pilotów i personel pokładowy — przekonywał O'Leary.
To jeszcze nie jest koniec optymistycznych prognoz. Jego zdaniem rok 2021 będzie czasem wielkich żniw, bo popytowi na podróże będą towarzyszyły niskie ceny paliw, a porty lotnicze będą się prześcigały w ofertach dla przewoźników, byle tylko powrócić do wyników sprzed kryzysu. Ryanair także nie może się doczekać dostaw MAX-ów, a O'Leary wspomniał nawet, że jest gotowy na zwiększenie zamówień na te maszyny, które z pewnością stanieją. Ryanair miał otrzymać w sezonie letnim 2020 58 takich maszyn, ale w grudniu 2019 skorygował zamówienie do 10 sztuk.