Szczególnie źle jest we Francji, gdzie co dzień Covid łapie nawet 50 tys. osób. Presja na prezydenta jest więc ogromna. Ale został wzięty w dwa ognie.
– Kraj znalazł się na skraju załamania systemu opieki zdrowotnej. W najbliższych tygodniach staniemy w obliczu bardzo poważnej nadumieralności osób najbardziej wrażliwych. Trzeba natychmiast wprowadzić lockdown w całym kraju – zaapelował Frederic Valletoux, przewodniczący Francuskiej Federacji Szpitali. Jego zdaniem 2909 ofiar pandemii w stanie ciężkim zajmuje już przeszło połowę łóżek na oddziałach intensywnej terapii. A ponieważ ta liczba szybko rośnie, w połowie listopada nie będzie już wolnych miejsc i część ludzi w praktyce zostanie skazana na śmierć. We wtorek z powodu Covidu w kraju zmarło 367 osób.
Jednak ostrzeżenie dla Emmanuela Macrona ze strony Geoffroya Roux de Bezieux, szefa potężnej federacji francuskiego biznesu Medef, idzie z zupełnie innym kierunku: „Jeśli wrócimy do lockdownu, będziemy mieli w tym roku nie 10 proc. spadku PKB, ale całkowite załamanie gospodarki".
Belgia idzie na rekord
Małe przedsiębiorstwa wyszły z pierwszego zamrożenia gospodarki z długiem 50 mld euro. Ekonomiści obawiają się więc, że ponowne radykalne ograniczenia wywołają falę bankructw. Zadłużone po uszy jest też państwo: jego zobowiązania to już 115 proc. PKB. Minister gospodarki Bruno Le Maire przyznał, że Francja wchodzi w IV kwartale w ponowną recesję, a poziom dochodu narodowego z 2019 r. odzyska najwcześniej za dwa lata.