Miała być koordynacja, ale kończy się jak zawsze. Choć Wielka Brytania do Unii już nie należy, to do końca roku podlega brukselskim regulacjom. Ale Londyn nie ostrzegł Madrytu przed ogłoszeniem wymogu kwarantanny dla przyjeżdżających najpierw z kontynentalnej Hiszpanii, a od poniedziałku także z Balearów i Wysp Kanaryjskich.
– Będziemy próbowali dojść do porozumienia, jak przystało na zaprzyjaźnione kraje, zanim zaczniemy się kłócić – powiedział pojednawczo premier Pedro Sanchez.
Ale ruch Borisa Johnsona oznacza dla Hiszpanii, kraju czerpiącego 13,4 proc. PKB z turystyki, dramat. W ubiegłym roku to właśnie z Wielkiej Brytanii przyjechało tu najwięcej turystów (18 mln). Następnych w rankingu Niemców było już o wiele mniej (11 mln). Dlatego w królestwie, które z powodu pandemii straciło już 1,1 mln miejsc pracy (bezrobotnych jest 3,4 mln), sezon wypoczynkowy miał fundamentalne znaczenie.
Wzrost zakażeń jest jednak bardzo szybki, szczególnie w Katalonii. Jego źródłem w Barcelonie była przede wszystkim nieopatrzna decyzja o wznowieniu działalności klubów nocnych i dyskotek, gdzie wśród młodych wirus rozprzestrzenił się lotem błyskawicy. Z kolei w rejonie Lleidy Covid-19 został przywleczony przez imigrantów, którzy przyjechali tu do zbiorów owoców, ale zostali zakwaterowani w ciasnych schroniskach.
Hiszpanie próbują wynegocjować z Brytyjczykami ustanowienie korytarzy, w ramach których wracający przynajmniej z niektórych regionów kuracjusze byliby zwolnieni z wymogu kwarantanny. Ale na niewiele się to zda, bo kolejne kraje odwracają się od Hiszpanii. Premier Francji Jean Castex, choć sam był przez lata burmistrzem położonego koło hiszpańskiej granicy Prades, zalecił rodakom unikanie południowego sąsiada. Z kolei Niemcy chcą wprowadzić wymóg przeprowadzenia obowiązkowego testu na Covid-19 dla przyjeżdżających ze 130 krajów świata. Na razie nie ma na tej liście ani Hiszpanii, ani Polski, ale jest ona każdego dnia uaktualniana.