Brzózka: Trzeba zakazać reklamy alkoholu

O tym, jak Polacy piją alkohol, dlaczego ograniczenie jego sprzedaży w nocy i zakaz spożywania w miejscach publicznych jest potrzebny – mówi w rozmowie z Mateuszem Rzemkiem dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krzysztof Brzózka.

Publikacja: 08.01.2018 07:04

Krzysztof Brzózka

Krzysztof Brzózka

Foto: materiały prasowe

Rz: Pojawiło się ostatnio sporo pomysłów na ograniczenie obecności alkoholu w przestrzeni publicznej. Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt przewidujący, że reklama piwa w mediach będzie dopuszczalna dopiero po godz. 23, a nie jak dotychczas – 20. Z kolei w Sejmie posłowie pracują nad projektem zakładającym całkowity zakaz publicznego spożywania alkoholu i możliwości ograniczenia działania sklepów monopolowych przez samorządy w nocy pomiędzy godz. 22 a 6 rano. Czy takie zmiany są faktycznie potrzebne?

Krzysztof Brzózka: Takie zmiany są niezbędne. W ostatnim czasie rośnie spożycie alkoholu przez Polaków, które obecnie wynosi już 9,37 litra spirytusu na głowę statystycznego obywatela RP. Ta statystyka nie pokazuje pełnego obrazu rzeczywistości, bo obejmuje wszystkich Polaków, także tych niepijących z założenia, czyli niemowlaki, jak i najstarsze osoby.

Kto zatem nabija statystyki spożycia alkoholu w Polsce?

To grupa około 3 mln osób tzw. ryzykownie pijących. Oznacza to, że regularnie wprowadzają się oni w stan upojenia alkoholowego, co przekłada się później na ich życie zawodowe, rodzinne i zdrowie. Najczęściej są to mężczyźni w wieku 20–45 lat zamieszkali na wsi lub w małych miejscowościach i kobiety powyżej 30. roku życia, ze średnim lub wyższym wykształceniem, mieszkające w dużych miastach.

Tyle mamy w Polsce alkoholików?

W Polsce liczbę osób uzależnionych od alkoholu ocenia się na 600–700 tys. Te 3 mln osób to ci, którzy piją za dużo alkoholu, ale nie uzależnili się. Chodzą do pracy, są rodzicami. Nadmierne spożycie alkoholu przekłada się jednak na ich stan zdrowia i funkcjonowanie w rodzinie, w społeczeństwie. Obecnie wiemy, że aż kilkadziesiąt jednostek chorobowych, w tym kilka rodzajów nowotworów, może być skutkiem nadmiernego spożycia alkoholu. Wskutek nadużywania alkoholu co roku umiera około 10 tys. osób. Powszechnym zjawiskiem jest także nadużywanie alkoholu przez kobiety w okresie ciąży, przez co w Polsce rodzi się rocznie 7,5 tys. dzieci z nieuleczalnymi zmianami neurologicznymi, przez które nie będą w stanie normalnie się rozwijać i funkcjonować w społeczeństwie. Takie liczby powinny stanowić alarmujący sygnał dla każdego, kto dyskutuje o zasadach spożywania i sprzedaży alkoholu w Polsce.

A jak wypadamy na tle innych państw w naszym regionie?

Nikt nie wie do końca, z czego to wynika, ale w Europie im dalej na wschód i na północ, tym spożycie alkoholu rośnie. Przykładowo Włosi piją statystycznie około 6 litrów czystego spirytusu na głowę. To znacznie mniej niż Polacy. Z kolei Rosjanie przeciętnie spożywają teraz około 12 litrów spirytusu na głowę. Proszę jednak zwrócić uwagę, że Rosja jeszcze kilka lat temu przodowała we wszystkich możliwych statystykach ze średnią około 20 litrów czystego alkoholu na głowę. W wyniku konsekwentnej polityki państwa i podwyżek cen za takie produkty udało się tam znacząco ograniczyć spożycie alkoholu. Wygrało tam pragmatyczne podejście do tego zagadnienia. Okazało się, że państwu się to po prostu nie opłaca.

A co z Francuzami, którzy znani są z zamiłowania do wina, do tego stopnia, że mają w zwyczaju podawać rozcieńczone wino także dzieciom.

To już przeszłość. Francuzi w wyniku m.in. zakazów i ograniczeń wrócili z dalekiej podróży i spożycie alkoholu konsekwentnie tam maleje. Co ciekawe, od kilku lat, po zmianie przepisów, jest całkowicie zakazana reklama jakichkolwiek alkoholi. W telewizji, radiu, gazetach i internecie.

Jak ograniczenie emisji reklam piwa w mediach ma wpłynąć na zmniejszenie liczby osób nadużywających obecnie alkoholu w Polsce?

Ograniczenie reklamy piwa ma na celu kształtowanie postaw młodego pokolenia. Obecne regulacje są w tym zakresie niewystarczające. Choć zgodnie z przepisami reklama piwa jest możliwa pod warunkiem, że nie opiera się na pozytywnych skojarzeniach z atrakcyjnością seksualną, relaksem lub wypoczynkiem, nauką bądź pracą czy sukcesem zawodowym życiowym, w praktyce takie reklamy budują bardzo podobne skojarzenia. Bo to wielkie zwierzę, uosabiające piwo, broni mniejsze leśne zwierzęta, albo piwo pojawia się w kontekście męskiej wyprawy w góry, gdzie dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, ale potem wszystko kończy się dobrze i bohaterowie siedzą przy ognisku i ze śmiechem wspominają te wydarzenia. Widać, że rodzi się pomiędzy nimi przyjaźń. Buduje to pozytywny wizerunek alkoholu, niezbędnego towarzysza życia. A powinno być odwrotnie. Uważam, że reklama jakiegokolwiek alkoholu, także piwa, powinna być w Polsce całkowicie zakazana. We Francji jest obecnie całkowity zakaz reklamy produktów alkoholowych, dzięki czemu nie można tam zobaczyć takich reklam zarówno w czasie zawodów sportowych, jak i w internecie. Inną sprawą będzie egzekwowanie nowych przepisów. Gdy kilka lat temu podjęliśmy interwencję po emisji przez telewizję Polsat reklamy cydru, która jest zakazana w Polsce, okazało się, że spółka, która za to odpowiadała, ma siedzibę w Londynie. A to okazało się poza naszą jurysdykcją.

A co z proponowanymi przez posłów zmianami dotyczącymi zasad spożywania alkoholu w miejscach publicznych i możliwości ograniczenia sprzedaży w nocy?

Obecne przepisy w tym zakresie są co najmniej niedoskonałe, bo przewidują zakaz spożywania alkoholu na ulicach, placach i w parkach, ale okazało się, że pół metra poza pasem drogi czy na bulwarach nadrzecznych już można pić bez konsekwencji. Tworzy to system niespójny i niejasny. Przepisy powinny być w tym zakresie czytelne. Według nowego prawa samorządy będą mogły wyznaczyć miejsca, w których będzie można spożywać alkohol bez zakłócania bezpieczeństwa i porządku publicznego.

Przeciwnicy ograniczeń mówią, że jest to ingerencja w prawa podstawowe człowieka i obywatela. Że państwo nie powinno regulować takich spraw.

Rzecz w tym, że dorosły człowiek po alkoholu może zachować się nieodpowiedzialnie (nawet komendant miejski policji...). C2H5OH jest narkotykiem, jest substancją psychoaktywną, oddziałuje na płaty czołowe mózgu, które odpowiadają za racjonalne myślenie. Osoby pozostające pod jego wpływem i świadomie nadużywające alkoholu muszą więc być odpowiednio traktowane i trzeba do nich wysyłać jasne sygnały. Dobrym przykładem w tym zakresie jest to, co stało się wokół palenia papierosów w ostatnich latach. Nikt nie kwestionuje obostrzeń stosowanych przy sprzedaży i używaniu wyrobów tytoniowych. Powszechnie znane są negatywne skutki palenia i wszelkie ograniczenia, jakie wprowadza państwo w tym zakresie, w tym rosnące ceny za takie produkty, są społecznie akceptowane. Tymczasem alkohol jest powszechnie dostępny, nawet na stacjach benzynowych, i można go kupić za niewielkie pieniądze. Na etykietach brak informacji o zgubnych skutkach spożywania alkoholu. Tworzy to okoliczności sprzyjające nadmiernemu spożyciu.

Czemu ma służyć możliwość ograniczania przez samorządy możliwości sprzedaży alkoholu w nocy?

Chodzi o to, by utrudnić „zasilanie" imprez alkoholowych, przez ograniczenie dostępu do takich produktów. Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby osoba, która zaczęła picie wieczorem, np. na oficjalnym spotkaniu, i nie potrafi skończyć, zakupiła kolejne butelki i piła alkohol aż do białego rana. Wprowadzenie takich ograniczeń będzie jednak zależało od decyzji lokalnych władz i niestety sądzę, że niewiele samorządów się na to zdecyduje.

Ze statystyk sprzedaży w sklepach monopolowych wynika, że obecnie nie w nocy, ale w godzinach porannych najlepiej sprzedają się napoje wysokoprocentowe o niewielkiej objętości. Może zamiast ograniczać sprzedaż alkoholu w nocy, powinien wrócić znany z PRL zakaz sprzedaży alkoholu przed godz. 13?

Zjawiskiem kupowania alkoholu w tzw. małpkach warto zająć się oddzielnie. W czasach PRL otwieranie sklepów z alkoholem o godz. 13 miało za cel utrzymanie trzeźwości w zakładach pracy do tej godziny. Dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości. Powinniśmy się jednak spodziewać, że za kilka lat wyroby alkoholowe będą traktowane jak wyroby tytoniowe, których cena w wyniku ingerencji ustawodawcy ciągle rośnie, a przy ich sprzedaży jest obecny wyłącznie negatywny marketing, wskazujący na zagrożenia dla zdrowia wynikające z palenia papierosów. Tymczasem obecnie pół litra wódki można kupić już za niewiele ponad 16 zł, a paczkę papierosów za kilkanaście złotych. Alkohol jest zbyt tani, przez co rośnie jego spożycie. Jest to też sprytnie wykorzystywane przez producentów wyrobów spirytusowych, którzy w butelkach z etykietą podobną do wódek sprzedają napoje o znacznie mniejszej zawartości alkoholu, na czym zarabiają krocie, ale trzeba przyznać, że jest to dobry kierunek.

Jaki powinien być zatem oczekiwany efekt nowej polityki państwa wobec alkoholu?

Idealnym efektem tych zmian byłoby nie tylko zmniejszenie liczby osób pijących ryzykownie, ale także zmiana postrzegania alkoholu w świadomości społecznej. Tak, by było możliwe i społecznie akceptowane wesele bez alkoholu czy spotkanie znajomych bez potrzeby wypicia do tego kilku piw.

Jak pan ocenia szanse na wejście w życie zmian postulowanych przez Ministerstwo Zdrowia czy posłów?

Co istotne, projekty zmian z punktu widzenia zdrowia publicznego idą w dobrym kierunku. To jak na razie tylko propozycje i nic nie zostało do tej pory przesądzone. Myślę, że zmiany w tym zakresie będą bardzo trudne. Jak sądzę, producenci wyrobów alkoholowych wyciągnęli bowiem lekcję z przemian, jakie dotknęły producentów wyrobów tytoniowych. Spodziewam się dużego oporu z ich strony. Marzy mi się też taka zmiana przepisów, dzięki której lekarze podczas robienia wywiadu z każdym pacjentem pytaliby o alkohol tak samo, jak obecnie pytają o papierosy. Dałoby to rzeczywisty obraz problemu i stanowiło dobry punkt odniesienia do planowanych zmian w tym zakresie.

Przeciwnicy ograniczeń wskazują, że będą one miały przełożenie na wpływy budżetowe, co może się okazać kluczową kwestią przy podejmowaniu przez rząd decyzji o poparciu dla tych propozycji. Rząd z premierem Mateuszem Morawieckim stawia raczej na rozwój gospodarki. Wskazują na to też zapowiedzi zmian w podatkach, które mają wspierać rozwój małych browarów.

Trzeba na ten problem patrzeć nieco szerzej. Wpływy z akcyzy od sprzedaży alkoholu wynoszą obecnie około 10 mld zł rocznie, tymczasem NFZ wydaje co roku co najmniej 8 mld zł na leczenie chorób wynikających z nadmiernego spożycia alkoholu. W czasie dyskusji nad projektem ograniczającym reklamę piwa na forum zespołu Rady Dialogu Społecznego pojawił się ciekawy głos ze strony ratowników medycznych. Okazuje się, że nikt nie chce brać sobotnich i niedzielnych dyżurów, gdyż wtedy bardzo często Pogotowie Ratunkowe jest wzywane do osób, które nadużyły alkoholu. Dzieją się wtedy przedziwne rzeczy. Bywa, że odratowany za ciężkie pieniądze człowiek po kilku dniach od wyjścia za szpitala znowu dzwoni po karetkę, bo znowu wypił za dużo. Warto również wspomnieć, że OECD w swoich raportach wskazuje alkohol jako jeden z silnych hamulców rozwoju gospodarki, a nie bodźców do jej rozwoju.

Czy pije pan alkohol?

Tak. Zdarza mi się wypić kieliszek wina do obiadu rodzinnego czy podczas wieczornych dyskusji.

Kiedy został pan szefem PARPA?

Ponad 11 lat temu na stanowisko powołał mnie Zbigniew Religa.

Prawo w Polsce
Dotacja dla PiS. Prof. Piotrowski: PKW wyszła poza swoje uprawnienia
Nieruchomości
Poświadczenie spadku u notariusza bez biegania do sądu. Plany resortu sprawiedliwości
Edukacja i wychowanie
Uczelnia ojca Rydzyka przegrywa w sądzie. Poszło o "zaświadczenie od proboszcza"
Edukacja i wychowanie
Spór o religię w szkołach się zaognia. Prawnicy: Kościół ma związane ręce
Konsumenci
Frankowicze grupowo wygrywają z bankiem. To pierwsza taka sprawa
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10