Ograniczenie reklamy piwa ma na celu kształtowanie postaw młodego pokolenia. Obecne regulacje są w tym zakresie niewystarczające. Choć zgodnie z przepisami reklama piwa jest możliwa pod warunkiem, że nie opiera się na pozytywnych skojarzeniach z atrakcyjnością seksualną, relaksem lub wypoczynkiem, nauką bądź pracą czy sukcesem zawodowym życiowym, w praktyce takie reklamy budują bardzo podobne skojarzenia. Bo to wielkie zwierzę, uosabiające piwo, broni mniejsze leśne zwierzęta, albo piwo pojawia się w kontekście męskiej wyprawy w góry, gdzie dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, ale potem wszystko kończy się dobrze i bohaterowie siedzą przy ognisku i ze śmiechem wspominają te wydarzenia. Widać, że rodzi się pomiędzy nimi przyjaźń. Buduje to pozytywny wizerunek alkoholu, niezbędnego towarzysza życia. A powinno być odwrotnie. Uważam, że reklama jakiegokolwiek alkoholu, także piwa, powinna być w Polsce całkowicie zakazana. We Francji jest obecnie całkowity zakaz reklamy produktów alkoholowych, dzięki czemu nie można tam zobaczyć takich reklam zarówno w czasie zawodów sportowych, jak i w internecie. Inną sprawą będzie egzekwowanie nowych przepisów. Gdy kilka lat temu podjęliśmy interwencję po emisji przez telewizję Polsat reklamy cydru, która jest zakazana w Polsce, okazało się, że spółka, która za to odpowiadała, ma siedzibę w Londynie. A to okazało się poza naszą jurysdykcją.
A co z proponowanymi przez posłów zmianami dotyczącymi zasad spożywania alkoholu w miejscach publicznych i możliwości ograniczenia sprzedaży w nocy?
Obecne przepisy w tym zakresie są co najmniej niedoskonałe, bo przewidują zakaz spożywania alkoholu na ulicach, placach i w parkach, ale okazało się, że pół metra poza pasem drogi czy na bulwarach nadrzecznych już można pić bez konsekwencji. Tworzy to system niespójny i niejasny. Przepisy powinny być w tym zakresie czytelne. Według nowego prawa samorządy będą mogły wyznaczyć miejsca, w których będzie można spożywać alkohol bez zakłócania bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Przeciwnicy ograniczeń mówią, że jest to ingerencja w prawa podstawowe człowieka i obywatela. Że państwo nie powinno regulować takich spraw.
Rzecz w tym, że dorosły człowiek po alkoholu może zachować się nieodpowiedzialnie (nawet komendant miejski policji...). C2H5OH jest narkotykiem, jest substancją psychoaktywną, oddziałuje na płaty czołowe mózgu, które odpowiadają za racjonalne myślenie. Osoby pozostające pod jego wpływem i świadomie nadużywające alkoholu muszą więc być odpowiednio traktowane i trzeba do nich wysyłać jasne sygnały. Dobrym przykładem w tym zakresie jest to, co stało się wokół palenia papierosów w ostatnich latach. Nikt nie kwestionuje obostrzeń stosowanych przy sprzedaży i używaniu wyrobów tytoniowych. Powszechnie znane są negatywne skutki palenia i wszelkie ograniczenia, jakie wprowadza państwo w tym zakresie, w tym rosnące ceny za takie produkty, są społecznie akceptowane. Tymczasem alkohol jest powszechnie dostępny, nawet na stacjach benzynowych, i można go kupić za niewielkie pieniądze. Na etykietach brak informacji o zgubnych skutkach spożywania alkoholu. Tworzy to okoliczności sprzyjające nadmiernemu spożyciu.
Czemu ma służyć możliwość ograniczania przez samorządy możliwości sprzedaży alkoholu w nocy?