No to mamy kolejną tarczę antykryzysową. We wtorek rząd przyjął projekt przepisów, które przedsiębiorcom dotkniętym skutkami Covid-19 umożliwią uzyskanie dopłat do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej, dadzą wakacje kredytowe, będą bronić firmy przed wykupem przez inwestorów spoza UE, ułatwią prowadzenie przetargów, wreszcie złagodzą reguły zadłużania się samorządów i zwiększą ich płynność finansową.
Zapewne większość tych przepisów ma sens i jest potrzebna. Z tarczami jest jednak ten problem, że jeśliby przyjąć za dobrą monetę samozachwyt ich rządowych twórców, to bez trudu można uwierzyć, że żaden kryzys krzywdy nam nie zrobi. Tarcze są najmocniejsze z możliwych, najlepsze nie tylko w Europie, ale wręcz na świecie, i to świat ściąga od nas rozwiązania tarczowe. Ale można też próbować posłuchać przedsiębiorców. I tu już tak kolorowo nie jest. Najpierw mówili, że tarcze są z dykty, do tego spóźnione. Z czasem takich głosów jest mniej. Ale w sporej części wynika to chyba z rezygnacji przedsiębiorców. Często można od nich usłyszeć, że wnioski o różnego rodzaju pomoc złożyli wiele tygodni temu. I nic. Czekają, ale już nie wierzą, że cokolwiek dostaną. Strajk przedsiębiorców nie wziął się znikąd. Nawet jeśli w tle jest polityka, to jednak niezadowolenie właścicieli wielu firm, ich strach przed przyszłością są faktem. Rząd nie powinien zbywać tego milczeniem.
Oczywiście dziś wielu przedsiębiorców się cieszy, że odmrożenie gospodarki umożliwiło im wznowienie działalności, i na tym się skupiają. Ale to nie rozwiąże wszystkich problemów. Wiele firm, zwłaszcza pracując na pół gwizdka, nie zdoła odrobić strat i bez zastrzyku gotówki z zewnątrz nie stanie na nogi. Wznowienie działalności przez jakiś czas pozwoli im wegetować, ale to nie koniec ich kłopotów.
To pole do popisu dla urzędników decydujących o przyznaniu pomocy. Muszą się z nią spieszyć, bo gra na czas, mnożenie przeszkód, liczenie na to, że może firmy jakoś sobie same poradzą i uda się zaoszczędzić trochę pieniędzy, to droga donikąd. To nie jest moment na oszczędzanie. Kryzys dopiero się rozpędza. I będzie zbierał żniwo. Zanim wrócimy do względnej normalności gospodarczej, minie wiele miesięcy. Trudnych miesięcy. Tymczasem wśród przedstawicieli rządu już podnoszą się głosy, że być może kryzys nie będzie aż tak głęboki, że może liczba zwolnień pracowników w firmach będzie niższa, niż się wcześniej wydawało. Oby. Ale takie gadanie jest kompletnie bez sensu. Dziś trzeba działać, a nie liczyć na to, że jakoś to będzie, że jakoś samo się załatwi, samo odbuduje, samo stanie na nogi.