Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate (Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie) – napisem takiej treści Dante Alighieri ozdobił bramę do piekieł w swoim poemacie „Boska Komedia”. Porzućcie wszelką nadzieję na pozostanie blisko Unii po brexicie – taki przekaz ma dla wielkiego brytyjskiego biznesu Sajid Javid, kanclerz skarbu Zjednoczonego Królestwa (odpowiednik ministra finansów). W zamian obiecuje niebo: powrót do 2,7–2,8-proc. wzrostu gospodarczego, jakim Wielka Brytania cieszyła się przeciętnie przez 50 lat po II wojnie światowej (obecnie to zaledwie 1–1,5 proc.).
W wywiadzie dla weekendowego wydania „Financial Times” w brutalnie szczerych słowach Sajid Javid wezwał przemysł do porzucenia kampanii na rzecz zachowania na Wyspach unijnych zasad i regulacji, które zapewniłyby w miarę bezbolesny brexit i utrzymanie relacji gospodarczych po okresie przejściowym, jaki skończy się 31 grudnia 2020 r. Kanclerz nie zamierza popierać zabiegów branży motoryzacyjnej, farmaceutycznej i spożywczej, które chcą zachować bliskie relacje z Europą. – Nie będzie dostosowania, nie będziemy przyjmować reguł, nie będziemy we wspólnym rynku, ani w unii celnej – mówił Javid. I wytykał biznesowi, że miał już trzy lata na przygotowania.
Po wyjściu 31 stycznia Brytyjczyków z UE zostanie tylko 11 miesięcy na wynegocjowanie umowy handlowej regulującej dalsze wzajemne relacje. Unia nie zostawi im dostępu do wspólnego rynku bez utrzymania przez nich unijnych regulacji. Ale rząd w Londynie takie rozwiązanie odrzuca. I nie chce negocjować w nieskończość i przedłużać okresu przejściowego.
To typowa chicken game – śmiertelna zabawa jadących na zderzenie kierowców, którzy chcą pokazać, który pierwszy stchórzy. I nawet jeśli słowa Javida to tylko zagrywka negocjacyjna, ryzyko zderzenia gwałtownie rośnie.
Dlatego polscy przedsiębiorcy handlujący z Wielką Brytanią powinni bardzo poważnie brać pod uwagę utratę tego trzeciego co do wielkości rynku eksportowego. Kierujemy tam około 6 proc. eksportu towarów i usług za blisko 80 mld zł rocznie. Jego załamanie byłoby wielkim wstrząsem, choć nie tak niszczycielskim jak utrata rynków wschodnich w latach 90.