Od wielu tygodni Australia zmaga się z falą niszczycielskich pożarów. Na początku stycznia szacowano, że spłonęło już 10 mln hektarów. Od października w ich wyniku zginęło już 25 osób. Naukowcy z Uniwersytetu w Sydney twierdzą także, że spłonąć mogło nawet pół miliarda zwierząt.
Na terenie Australii obecnie żyje około milion wielbłądów i szanuje się, że populacja ta wciąż rośnie. W związku z pożarami, które trawią kraj, ostatnio przedstawiciele tego gatunku coraz częściej zapuszczają się na tereny zamieszkiwane przez ludzi. W Australii Południowej zwierzęta niszczą miedzy innymi ogrodzenia i pojawiają się w okolicach domów, próbując dostać się do wody z klimatyzatorów. Dodatkowo, milion wielbłądów produkuje rocznie tonę CO2. Jest to porównywalne z 400 tys. samochodów na drogach.
Aby rozwiązać ten problem, aborygeński rząd Anangu Pitjantjatjara Yankunytjatjara (APY) podjął decyzję o kontrolowanej eliminacji części osobników. Odstrzałem, który ma rozpocząć się w środę zajmą się profesjonalni myśliwi. Będą oni zabijać zwierzęta z pokładów śmigłowców. W ciągu pięciu dni w sumie odstrzelić mają 10 000 zwierząt.
Rzecznik Departamentu Środowiska i Wody w Australii Południowej przyznał, że rosnąca liczba wielbłądów spowodowała kilka poważnych problemów w regionie. - Spowodowało to znaczne szkody w infrastrukturze, zagrożenie dla rodzin i społeczności, problemy związane z dobrostanem zwierząt, ponieważ wiele wielbłądów umiera z pragnienia lub zadeptuje się, aby uzyskać dostęp do wody - powiedział w rozmowie z portalem news.com.au. - W niektórych przypadkach martwe zwierzęta są źródłem zanieczyszczenia zbiorników wodnych - dodał.
ABC News donosi, że ciała zabitych zwierząt, zanim zostaną spalone lub pochowane, będą pozostawione do wyschnięcia.