Zdaniem Antoniego Macierewicza, który przedstawił tzw. raport techniczny katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r., przyczyną śmierci pasażerów samolotu była eksplozja w centropłacie na chwilę przed uderzeniem w ziemię samolotu na lotnisku pod Smoleńskiem.
Doniesieniom tym zaprzecza jednak dr. inż. Maciej Lasek, były przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych. – Nie zmieniam swojego stanowiska od kilku lat. Nie ma dowodów na wybuch. Jeżeli miało do niego dojść w centropłacie jak twierdzi komisja, to dlaczego nie została odkształcona znajdująca się przy nim podłoga samolotu? – pyta Lasek. Przypomina, że w trakcie prac komisji Milera prowadzone były badania fizykochemiczne, a także przez pirotechników z policji. – Wynik tych badań był negatywny. Nie ma śladów ani materiałów wybuchowych, ani odkształceń, które mogą wskazywać na ich użycie. To zostało już stwierdzone w 2013 roku – przypomina Lasek.
Jego zdaniem wybuch powinien być zarejestrowany przez urządzenia, które znajdowały się na pokładzie samolotu, a to się nie stało. – Nie zarejestrowały go np. trzy czujniki w kabinie pilotów, które zarejestrowały krzyki załogi – dodaje dr Lasek.
- Podkomisja twierdzi, że był wybuch, ale nie jest w stanie tego udowodnić. Jaki zatem został podłożony ładunek wybuchowy i kiedy? – pyta. Jego zdaniem nieuprawnione jest twierdzenie, że pasy z materiałem wybuchowym zostały założone w skrzydle w trakcie przeglądu samolotu w Samarze, niemal rok wcześniej. – To znaczy, że wtedy zakładano, że tego dnia samolot poleci do Smoleńska, będzie schodził pod tym a nie innym kątem, w miejscu tym będzie mgła, a na drodze brzoza? Przecież ten samolot wcześniej latał po całym świecie, wielokrotnie był sprawdzany przez pirotechników. I co? – mnoży wątpliwości.
Jego zdaniem „na chłodno stawianie takich tez powinno wykluczać z dyskursu na temat wyjaśnienia okoliczności tej tragedii".