Ropa naftowa na globalnym rynku taniała w poniedziałek nawet o 30 proc., najbardziej od 1991 r. To skutek zapowiedzi Arabii Saudyjskiej, że zwiększy podaż tego surowca w związku ze sporem między członkami kartelu producentów ropy OPEC.
W normalnych warunkach taka przecena ropy mogłaby zostać na rynkach finansowych przyjęta z entuzjazmem. Dla większości gospodarek świata i większości firm spadek cen paliw to dobra wiadomość. Ale warunki nie są normalne. Epidemia koronawirusa zatacza coraz szersze kręgi, powodując panikę na rynkach finansowych. W tej sytuacji tąpnięcie cen ropy zostało odebrane jako kolejny przejaw załamania popytu w światowej gospodarce.
Główny indeks warszawskiej giełdy WIG20 stracił w poniedziałek niemal 8 proc., równie gwałtownie taniały akcje na większości innych parkietów. Pogoń za bezpiecznymi aktywami oraz oczekiwania na obniżki stóp procentowych windowały z kolei w górę ceny obligacji skarbowych. Rentowność dziesięcioletnich obligacji rządu USA po raz pierwszy w historii zmalała poniżej 0,5 proc.
– Sytuacja na rynkach finansowych jest podobna do tej z 2008 r. Inwestorzy szykują się na najgorsze, bo trudno oceniać, jakie będą gospodarcze konsekwencje epidemii koronawirusa. Nie było jeszcze tego rodzaju szoku w tak zglobalizowanej gospodarce – powiedział „Rzeczpospolitej" Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.