Na prognozy popytu konsumpcyjnego negatywnie wpłynęło osłabienie jego wzrostu w III kwartale 2019 r. (to ostatnie dostępne dane). Wydatki gospodarstw domowych zwiększyły się wtedy o 3,9 proc. rok do roku, po 4,4 proc. kwartał wcześniej, choć na ten okres przypadł początek wypłat świadczeń z rozszerzonego 500+. Część ekonomistów uspokaja wprawdzie, że te transfery pobudzą wydatki z opóźnieniem, tym bardziej że budżety gospodarstw domowych dostaną dodatkowo zastrzyk gotówki z tytułu podwyżki płacy minimalnej i obniżki PIT. Z drugiej strony od kilku miesięcy hamuje wzrost wynagrodzeń. To, wraz z coraz niższą dynamiką zatrudnienia oraz przyspieszającą inflacją, osłabi wzrost siły nabywczej Polaków.
– Przewidujemy, że wzrost inflacji spowoduje w większej mierze uszczuplenie portfeli konsumentów niż presję na wzrost płac. Możliwości podwyżek płac w przedsiębiorstwach są już bowiem ograniczone. Do tego spowolnienie gospodarcze osłabi wzrost zatrudnienia, być może dojdzie nawet do zwolnień spowodowanych wzrostem kosztów w przedsiębiorstwach. Wszystko to razem osłabi presję popytową – tłumaczy Michał Zygmunt.
Stopy stoją w miejscu
W jego ocenie wyhamowanie wzrostu konsumpcji szybko stłumi inflację, która w ostatnim kwartale 2020 r. ma już być znów na poziomie 2,2 proc. rocznie. To jednak jedna z najniższych prognoz nadesłanych na konkurs. Przeciętnie jego uczestnicy przewidują, że inflacja w ostatnim kwartale 2020 r. będzie wynosiła 3 proc., a w pierwszych trzech kwartałach – 3,4 proc. Dla porównania na przełomie września i października ekonomiści przewidywali przeciętnie, że w tym samym okresie inflacja wyniesie 3 proc. Wtedy jednak można jeszcze było zakładać, że drugi rok z rzędu zamrożone będą ceny energii dla gospodarstw domowych.
Ta rewizja oczekiwań inflacyjnych nie wpłynęła na przewidywania dotyczące stóp procentowych. Te, jak sądzą jednomyślnie uczestnicy konkursu „Parkietu" i „Rzeczpospolitej", pozostaną na obecnym rekordowo niskim poziomie co najmniej do końca 2020 r.
Jakub Sawulski kierownik zespołu makroekonomii, Polski Instytut Ekonomiczny
Już pierwsze tygodnie stycznia pokazały, jaki będzie prawdopodobnie najważniejszy temat makroekonomiczny w 2020 r. w Polsce. Według wstępnego szacunku GUS stopa inflacji w grudniu ub.r. wyniosła 3,4 proc. w ujęciu rok do roku. Po raz pierwszy od 2012 r. znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko górnej granicy dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego NBP, wynoszącej 3,5 proc. I z dużym prawdopodobieństwem już w pierwszym kwartale tego roku tę granicę przekroczymy – tak prognozują 24 na 32 zespoły biorące udział w konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego (średnio w kwartale). Wyższa stopa inflacji zmienia warunki gospodarowania w naszym kraju. Z punktu widzenia pracowników skutkuje wolniejszym wzrostem płac realnych. Z punktu widzenia posiadaczy lokat bankowych oznacza znacząco ujemne realne stopy procentowe. Żeby osiągnąć zysk, trzeba będzie poszukiwać alternatywnych, prawdopodobnie bardziej ryzykownych inwestycji. Jak nigdy dotąd opłaca się także brać kredyty, co może stymulować popyt konsumpcyjny i inwestycyjny, ale i utrzymywać przy życiu mało efektywne firmy zombi. Analitycy są zgodni także co do tego, że stopa inflacji będzie stopniowo spadała w trakcie roku. Na pierwszy kwartał mediana prognoz wynosi 3,9 proc., na drugi – 3,3 proc., a na trzeci i czwarty – 3,0 proc. Tylko pojedyncze zespoły dostrzegają ryzyko przekroczenia newralgicznego poziomu 3,5 proc. także w drugiej połowie roku. Jeśli te prognozy się sprawdzą, RPP prawdopodobnie uzna podwyższoną inflację za zjawisko przejściowe (co sugerował prezes Glapiński na ostatniej konferencji) i nie zmieni stóp procentowych. A co jeśli się nie sprawdzą? Warto się zastanowić, jakie czynniki mogą sprawić, że stopa inflacji pozostanie wysoka także w drugiej połowie roku. Najważniejszy z nich to zachowanie cen żywności. Ta kategoria towarów ma największy, około 25-proc., udział w koszyku inflacyjnym GUS. W 2019 r. to właśnie ona nadawała kierunek inflacji – począwszy od lipca w każdym miesiącu wzrost cen żywności przekraczał 6 proc. rok do roku, co podbijało wzrost cen ogółem. Jednocześnie zbudowało to jednak wysoką bazę odniesienia na drugą połowę 2020 roku. Trudno się spodziewać, że ceny niektórych dóbr żywnościowych – np. owoców czy warzyw – mogą być w drugiej połowie 2020 r. jeszcze dużo wyższe niż rok wcześniej. Ale... wiele zależy od pogody, a ta w ostatnich latach bywała przecież nieprzewidywalna.