Jak podał w poniedziałek NBP, wartość eksportu towarów w euro zwiększyła się w październiku o 3,7 proc. rok do roku, po zwyżce o 4,6 proc. rok do roku we wrześniu.
To wynik wyraźnie powyżej oczekiwań większości ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” ekonomistów. Przeciętnie spodziewali się oni wyhamowania wzrostu eksportu do zaledwie 0,4 proc. rok do roku (to byłby najsłabszy wynik od maja, gdy eksport malał jeszcze pod wpływem pierwszej fali pandemii). Przemawiał za tym niekorzystny układ kalendarza: październik tego roku liczył o jeden dzień roboczy mniej niż w zeszłym roku, podczas gdy wrzesień miał o jeden dzień roboczy więcej niż 2019 r. Miało to wyraźnie przełożenie m.in. na aktywność w przemyśle.
Na domiar złego w październiku w Europie ponownie wprowadzane były antyepidemiczne restrykcje, co mogło stłumić tam popyt na polskie produkty.
Nad Wisłą druga fala epidemii Covid-19 wywarła negatywny wpływ na popyt. Jednym z przejawów tego zjawiska był ponowny spadek wartości importu towarów. W październiku (licząc w euro) zmalał on o 3,5 proc. rok do roku, po zwyżce o 1,5 proc. we wrześniu. Wcześniej przez sześć miesięcy z rzędu polski import malał w ujęciu rok do roku, a ankietowani przez „Rzeczpospolitą” ekonomiści spodziewali się, że październik przyniesie nawrót tej tendencji. Przeciętnie szacowali, że wartość zagranicznych zakupów towarów zmalała o 3,8 proc. rok do roku.
Jak podkreślił w komentarzu do poniedziałkowych danych NBP, do spadku importu przyczynił się zdecydowanie mniejszy niż przed rokiem (o niemal 50 proc., licząc w złotych) rachunek za przywóz ropy naftowej. „Obok niższych cen w porównaniu z 2019 r., wpłynęło na to zmniejszenie wielkości dostaw” – napisali analitycy banku centralnego.