Wraz z początkiem 2021 r. szykuje się spora rewolucja w podatku dochodowym od osób prawnych. Ministerstwo Finansów chce wdrożyć rozwiązanie, zgodnie z którym firmy płaciłyby CIT nie w momencie uzyskania zysku w okresach miesięcznych czy kwartalnych, ale dopiero w momencie jego wypłaty np. w postaci dywidendy. Dzięki temu w przedsiębiorstwach zostaje więcej pieniędzy na inwestycje.
Czytaj także: David Palmer: Sama zmiana CIT nie pomoże inwestycjom
Rozwiązanie wzorowane jest na reformie przeprowadzonej w Estonii, stąd nazwa – estoński CIT. – To rozwiązanie wzmacniające konkurencyjność i inwestycje – przekonywał Jan Sarnowski, wiceminister finansów, podczas wtorkowej prezentacji raportu „Estoński CIT dla Polski. Potencjał, model wdrożenia i oczekiwane efekty", przygotowanego przez resort finansów i Polski Instytut Ekonomiczny.
Jak wynika z raportu, w Estonii dzięki reformie długookresowa stopa inwestycji wzrosła o ponad 17 punktów procentowych, konsumpcja zwiększyła się o 1,4 proc., a PKB – o 2,9 proc. – Wzrosła także stopa oszczędności i płynność firm, co poprawiło ich sytuację w okresie wahań koniunktury, zwłaszcza w czasach kryzysu finansowego lat 2007–2009 oraz w dobie pandemii koronawirusa – wyliczał Sarnowski.
– Gdyby efekty reformy CIT były w Polsce takie jak w Estonii, skutkowałaby ona wzrostem zatrudnienia o blisko 120 tys. osób – mówił też Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Byłaby także źródłem dodatkowych inwestycji, których roczna wartość odpowiadałaby blisko 2 proc. PKB. System estoński to też potencjalna oszczędność ok. 11 mln roboczogodzin poświęcanych rocznie przez małe firmy na rozliczanie CIT – zaznaczył Sarnowski.