Niemal codziennie na granicach Białorusi straż graniczna Polski, Litwy, Łotwy i Rosji przechwytuje kilogramy białoruskich papierosów i surowców tytoniowych o wartości milionów dolarów. Podczas akcji wyłapywania przemytu, którą niedawno przeprowadził Europol, znaleziono 2,6 ton tytoniu i 67 milionów sztuk papierosów. Z tego 88 procent zostało wyprodukowanych przez Białoruś, pisze busel.online.
Przemyt pod państwowym kloszem
Portal zwraca uwagę, że na Białorusi przemyt to powszechny i tradycyjny biznes. Mieszkańcy tego wschodnioeuropejskiego skrzyżowania dróg, od wieków przewożą towary między Rosją, Polską, Litwą i Łotwą.
Jednak po upadku Związku Radzieckiego to były dyrektor sowchozu, nadał przemytowi państwowy charakter. W 1995 r. powstała jedna rosyjsko-białoruską strefa celna, gdzie przemyt kontrolowała administracja Łukaszenki. Odpowiadała za wysyłkę na rynek rosyjski udek z kurczaka, nabiału, alkoholi oraz niskiej jakości wyrobów tytoniowych.
Wszystkie dostawy były regulowane przez białoruskich urzędników, a Łukaszenko tak zarobił pierwsze miliony dolarów. W latach 2014-2015 dokonał zmian w ustalonym już schemacie: przemytem zajmują się obecnie struktury komercyjne, z których dwa tuziny utworzyli oligarchowie z wewnętrznego kręgu Łukaszenki.
W centrach logistycznych na Białorusi tysiące ludzi przepakowuje norweskie ryby, polskie jabłka, gruszki, ser, ukraińskie mięso, śmietanę w opakowania z białoruskimi etykietami. Przemyt stał się częścią białoruskiej gospodarki. Do 2020 roku białoruscy oligarchowie i administracja Łukaszenki zarobili na tym ponad 500 mln dolarów.