Liczba etatów w polskim sektorze bankowym na koniec sierpnia wynosiła 151,3 tys., czyli 7,7 tys. mniej niż 12 miesięcy wcześniej. Oznacza to przyśpieszenie zwolnień, bo wcześniej ubywało po 2–5 tys. zatrudnionych rocznie.
Ciągła optymalizacja
Odpowiada za to głównie redukcja zatrudnionych w oddziałach: tu etatów ubyło w tym roku 4,4 tys., a przez dziesięć lat – 34,1 tys. Zatrudnienie w centralach zdarza się, że rośnie (w zależności od okresu), bo przybywa pracowników odpowiadających za spełnienie wymogów regulacyjnych, prawników, ekspertów od IT. Oddziałów ubyło przez osiem miesięcy tego roku 743, do 12,04 tys. Od początku 2013 r. (wtedy zmieniła się metoda liczenia oddziałów przez KNF) ich liczba spadła o prawie 3,4 tys., czyli o 22 proc.
Santander parę dni temu zapowiedział zwolnienia grupowe obejmujące 18,5 proc. zatrudnionych. Zapytaliśmy inne polskie banki o plany w tym zakresie. PKO BP, który zwolnienia grupowe ogłosił ostatnio pod koniec 2015 r. i na początku 2018 r., odpowiada, że „na bieżąco dostosowuje poziom zatrudnienia do aktualnych potrzeb biznesowych i planów rozwojowych. Związane jest to ze zmianami organizacyjnymi, w tym centralizacją funkcji i procesów mających wpływ na zmianę sposobu lub zakres realizowanych zadań z wdrażaniem nowych technologii informatycznych".
ING Bank Śląski, który obok mBanku jest w gronie najlepszych pod względem wskaźników aktywów przypadających na jednego pracownika i liczbę placówek, zaznacza, że zmiany w strukturze zatrudnienia następują w jego przypadku sukcesywnie od wielu lat, stopniowo i trwale. – Główna zmiana w strukturze zatrudnienia polegała na wzroście liczby osób w jednostkach zajmujących się sprawami regulacyjnymi i nadzorczymi oraz związanych z IT. Tu przyrosty roczne wynoszą kilkaset osób. Przy czym łączny stan zatrudnienia w banku od blisko dziesięciu lat pozostaje praktycznie niezmienny – mówi Piotr Utrata, rzecznik ING BSK. W tym czasie aktywa banku niemal się potroiły.