Edward Snowden, którego wspomniała Simonjan, był pracownikiem CIA i amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, a w 2013 roku uciekł właśnie do Rosji. Otrzymał tam czasowy azyl, który cały czas przedłużany jest o kilka lat. Od czasu do czasu udziela się publicznie (m.in. krytykując rosyjskie władze za ograniczanie praw gejów), ale nie wiadomo z czego żyje i gdzie.
On też zareagował po aresztowaniu szefa WikiLeaks, z którymi cały czas współpracował. „Obrazki, na których ambasador Ekwadoru zaprasza brytyjską tajną policję do ambasady, by wyprowadzić stamtąd wydawcę nagradzanych materiałów dziennikarskich, znajdą się w książkach o historii. Krytycy Assange'a mogą się cieszyć, ale to jest czarny dzień wolności prasy" – napisał na Twitterze.
Wszystkie prokremlowskie media nazywają Australijczyka „dziennikarzem" i domagają, by obrońcy praw człowieka protestowali przeciw jego zatrzymaniu, gdyż narusza to wolność słowa: „Wyglądał przecież jak siwy i nieszczęśliwy starzec".
„Opowiadał, jak naprawdę działa świat – a dokładniej ogólnoświatowa hipokryzja. Na długo przed tym, nim sami zaczęliśmy coś podejrzewać, wyjaśniał, że google i inne twittery na tym świecie są do tego, by a) wszystkich śledzić; b) zarządzać emocjami tłumu. Że »Wielki Brat« z najbardziej potwornych antyutopii już jest, już przyszedł, każdy dzień jest z nami, u nas w kieszeni, a my cieszymy się, że uczynił nasze życie lżejszym" – opowiadała Simonjan o rozmowach z Assange'em m.in. w ekwadorskiej ambasadzie. „To było po prostu mieszkanie naprzeciwko słynnego Harrodsa" – opisała jego lokum.
Simonjan nie wyjaśniła jednak, jak to się stało, że jej propagandowa rosyjska telewizja była jedyną, jaka sfilmowała wyprowadzanie Assange'a. Dziennikarzy CNN i „Guardiana", którzy o to pytali, obrzuciła epitetami.
Tydzień temu reporter amerykańskiej NBC całą noc czekał pod ambasadą, ale to Rosjanie znaleźli się tam we właściwym czasie.