Każdego roku we wrześniu brzmi piosenka z Kabaretu Starszych Panów „Addio, pomidory" wyśpiewywana ze smutkiem przez Wiesława Michnikowskiego wieszcząc koniec sezonu na aromatyczne warzywa. A teraz? Pomidory o zapachu kartonu, sałata, która więdnie, zanim dotrze do domu, mdłe rzodkiewki to nieodłączni antybohaterowie zimowego warzywniaka. Jak sobie radzić w smętne zimowe miesiące, co jeść, żeby dostarczać organizmowi potrzebnych składników, ale też mieć radość z dobrego jedzenia?
Doskonałą alternatywą są warzywa korzeniowe, które od kilku lat systematycznie odzyskują godność i pojawiają się na najbardziej wykwintnych przyjęciach, nierzadko w roli głównej. Niektóre całkiem zapomniane, o tajemniczych nazwach, kryją w sobie niesamowite smaki.
Topinambur zagościł już na dobre w restauracjach, a teraz, dostępny w wielu popularnych sklepach, trafia też na domowe stoły. To warzywo, przez lata traktowane jako pasza dla dzików, odzyskało należny mu honor.
Tutaj trzeba przypomnieć, że można sięgnąć po mniej popularną skorzonerę, zwaną też zimowym szparagiem albo wężymordem. Wyszorowane korzenie pieczemy w piekarniku i podajemy w asyście domowego sosu beszamelowego albo jako dodatek do pieczonej piersi kaczki. Korzenie mogą się też pojawić w cieście marchewkowym czy w buraczkowej tarcie.
Ale okazuje się, że pospolity seler może zostać królem posiłku, kiedy nie będzie jedynie elementem rozgrzewającego rosołu, a zostanie upieczony i podany z olejem lnianym i odrobiną dobrej soli. Rafał Hreczaniuk, szef kuchni w warszawskiej restauracji Dyletanci, poleca prużoną marchewkę. Obrane warzywo wkłada się do gorącego gęsiego smalcu z ziarnami kolendry, kminku lub gwiazdkami anyżu i na wolnym ogniu (tłuszcz nie może buzować) pruży je przez mniej więcej godzinę. Dzięki temu na naszym talerzu ląduje, jak mówi Rafał Hreczaniuk, „marchewka do kwadratu", pełna smaku, soczysta i chrupiąca.