Tekst powstał w ramach cyklu WSPIERANIA POLSKIEJ MEDYCYNY
W populistycznym ujęciu, gdy zestawiamy słowa „służba” i „pieniądze”, natychmiast rodzi się protest. Wizja zdrowia pacjenta „sprzedanego” za zysk dla szpitala, brak podmiotowości chorego, który staje się małym trybikiem w wielkiej finansowej machinie – takie skojarzenia są budowane, gdy mówimy o możliwości zarabiania pieniędzy przez placówki medyczne.
– Ci sami, którzy wypowiadają w ten sposób swoje polityczne credo, nie wspominają jednak o tym, że tak samo powinno być w odniesieniu do producentów wyrobów medycznych i produktów leczniczych, dostawców, firm budowlanych realizujących inwestycje w służbie zdrowia czy nawet samego personelu medycznego, który chce zarabiać coraz więcej – mówi prof. Paweł Buszman, prezes zarządu American Heart of Poland. – Czemu zatem tylko szpitale mają być niedochodowe, a my podatnicy mamy ciągle do nich dokładać, skoro inni zarabiają krocie?
Lekarze, pracując w publicznej opiece zdrowotnej, jednocześnie dostarczają usług w prywatnych gabinetach, gdzie zarabiają znacznie więcej niż w publicznym szpitalu, do którego kierują swoich prywatnych pacjentów.
– Ten niejasny i trudny do zrozumienia szary system „służby zdrowia”, oparty jest właśnie na założeniu deficytowego szpitala, na którym wszyscy zarabiają – komentuje prof. Buszman.