Perspektywa członkostwa w UE dla Turcji nie wygląda zachęcająco.
Główną przeszkodą nie jest brak reform po stronie tureckiej, tylko sprzeciw Francji i Niemiec. To jedno z głównych haseł prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. Kanclerz Angela Merkel też nie prezentuje najlepszego stylu, gdy chodzi o turecką akcesję. Aby negocjacje zostały odblokowane, musiałoby więc dojść do zmiany władzy w obu tych krajach. Jestem przekonany, że wtedy problem Cypru udałoby się szybko rozwiązać. Impas trwa dlatego, że Ankara nie widzi, aby jakiekolwiek zmiany i reformy przybliżały ją do członkostwa. Można krytykować detale dotyczące niektórych reform, np. zmian w konstytucji, które ostatnio poddano pod referendum. Ale generalny kierunek reform zmierza w stronę zwiększenia demokracji.
Poprawia się przestrzeganie praw człowieka. Turcja staje się bardziej elastyczna, jeśli chodzi o mniejszość kurdyjską. Nie podzielam też obaw związanych z tym, że demokratyczne reformy to jedynie pretekst do islamizacji kraju i że będzie ona zagrożeniem dla UE. Turcja jest krajem muzułmańskim i w pewnym okresie religia może w nim odgrywać większą rolę. Tak bywa też w zachodnich społeczeństwach, w których panuje religijny konserwatyzm.
Generalna atmosfera związana z członkostwem Turcji może się zmieniać na lepsze wraz z rozwojem gospodarczym naszego kraju i jego rosnącą rolą na arenie międzynarodowej. Na razie Unia Europejska nie potrafi odpowiednio ocenić potencjału naszego państwa i traktuje Turcję jako zagrożenie ekonomiczne. Te obawy się zwiększyły w czasie kryzysu finansowego. Niestety, jeśli nie będzie postępu w negocjacjach, Turcy zaczną się coraz bardziej zwracać w stronę innych partnerów.