Dowiem się, czy nie przeszkadzam

Adrian Mierzejewski o kontrakcie z tureckim Trabzonsporem po dwóch nieprzespanych nocach

Publikacja: 26.06.2011 21:32

Dowiem się, czy nie przeszkadzam

Foto: ROL

Kogokolwiek o pana spytać, mówi, że za młodu trzeba było do pana ojca dzwonić, żeby przypomniał Adrianowi, co jest ważne w życiu.

Adrian Mierzejewski:

Czytałem. A to trener Leszek Ojrzyński się odezwie, a to Dariusz Dziekanowski trzy grosze dorzuci. Mówią, że byłem leniem, ale to było osiem lat temu. Poza tym leń ze mnie był tylko delikatny. Miałem 18 lat, trafiłem do seniorskiej piłki, w tym samym czasie zdawałem maturę. Pierwszy skład, starsi koledzy, no i do tego szkoła – wrażeń i zajęć namnożyło się tyle, że na niektórych treningach byłem śnięty i odpuszczałem.

Pierwsze płockie pieniądze zaszumiały ponoć w głowie?

Takie pieniądze nie mogą uderzyć do głowy, zapewniam. Cieszyłem się, że trafiłem do dobrego zespołu, udało mi się i ludzie zaczęli gadać. Problemów pozasportowych nigdy ze mną nie było. Czasem jakieś wyjście na dyskotekę, młody byłem. Ale hazard nigdy mnie nie pociągał. Jednak doszło do tego, że w którymś momencie to ja szukałem sobie klubu, a nie klub szukał mnie. A czy przez trzy lata mojej gry w Polonii Warszawa słyszał pan o jakimś wyskoku?

Dziwnie wyglądał pan na filmach z powitania w Trabzonsporze. Był pan zdziwiony reakcją kibiców?

To był szok, ale pozytywny. Chociaż oni każdego tak witają, to wrażenie jest wielkie, nie zapomnę tego do końca życia. Wiem, że ta miłość po porażkach zamienia się w równie wielką nienawiść, ale na razie o tym nie myślę. Mam nadzieję, że będziemy wygrywali.

Nawet nieźle wymawiali "Mierzejewski" w piosenkach.

To było jedyne, co zrozumiałem. Chyba dobrze, że wylądowałem w Trabzonie około 2 w nocy, bo kibiców było zdecydowanie mniej, niż byłoby o normalnej porze. Następnego dnia przeszedłem badania i zostałem przedstawiony na konferencji zwołanej na terenie należącym do starego meczetu. Dla mnie i Halila Altintopa, którego klub kupił w tym samym czasie, przyszło ponad tysiąc kibiców.

Przyzwyczai się pan do tego szaleństwa?

Trudno mi sobie wyobrazić większy szum niż przez ostatnie dni. Narobili mi więcej zdjęć niż przez całe życie, nie da się też rozdać więcej autografów. Ale nie zamierzam robić z tego problemu. Jako młody piłkarz marzyłem, by ktoś mnie poprosił o autograf, i teraz mam narzekać?

Ale jako chłopak z pewnością nie marzył pan, by grać w Trabzonsporze?

O Trabzonie nie marzyłem, ale o lepszej lidze niż polska – na pewno. Transfer do Turcji dobrze przemyślałem, popatrzyłem, przeciwko komu będę grał... Tu są wielkie pieniądze i wielkie nazwiska. Zobaczę, gdzie jest moje miejsce, dowiem się, czy nie przeszkadzam w takim towarzystwie, i pomyślę co dalej. Każdy chciałby wyjechać na Zachód, ale liga turecka w ostatnim czasie nabrała przyspieszenia i nie mam się czego wstydzić. Biorę pod uwagę, że mogę nie wywalczyć miejsca w pierwszym składzie, ale jestem ciekawy, jak mi pójdzie. Zdecydowałem się na transfer z czystej ciekawości.

A nie z powodu rocznych zarobków w wysokości miliona euro?

O zarobkach nie wolno mi się wypowiadać.

Sześć lat temu w Trabzonsporze gwiazdą był Mirosław Szymkowiak. Nie wytrzymał i zakończył karierę. Nie boi się pan powtórki?

Nas jest tu czterech, trzymamy się razem. Piotrek i Paweł Brożkowie oraz Arek Głowacki bardzo mi pomagają. Reszta drużyny też jest pozytywnie nastawiona, przynajmniej tak mi się wydaje, bo uśmiechają się do mnie. Kibice wycałowali mnie na ulicach. Myślałem, że w szatni też jest taki zwyczaj, ale na szczęście to nieprawda.

Przyzwyczai się pan do życia w takim mieście jak Trabzon?

Rozmawiałem z wieloma osobami, zanim zdecydowałem się na przejście do tego klubu. Co tu dużo mówić – Trabzonu nikt nie zachwala. Drużyna dobra, pieniądze dobre, tylko miasto nie pasuje. Wiem, że będzie mi się tu żyło inaczej niż w Warszawie, ale przyjechałem grać w piłkę, a nie zwiedzać. Oglądałem już dom na osiedlu, gdzie będą mieszkać wszyscy nowi piłkarze. Altintop, Didier Zokora to moi sąsiedzi. Osiedle jest zamknięte, da się pospacerować. Wszyscy mnie straszyli, że będę musiał siedzieć w domu, ale kilka dni temu tak kontrolnie przeszedłem się po jednej z galerii handlowych i wielkiego szału nie było.

Szymkowiak mieszkał przy meczecie. Muezin budził go o świcie.

Sprawdziłem. Cisza.

Narzekał na zamykanie w ośrodku treningowym kilka dni przed meczem. Kazali mu wyłączać telefon.

Z zamykaniem w ośrodku nic się nie zmieniło. Dwa, trzy dni przed meczem drużyna jest skoszarowana. Jak z telefonami – nie wiem. Ale kiedy zobaczyłem bazę treningową – z pięcioma boiskami, sauną, basenami, salami wideo i playstation – doszedłem do wniosku, że nie będę się nudzić.

Trabzonspor kupił pana, by awansować do Ligi Mistrzów. Drużyna nie będzie rozstawiona ani w trzeciej, ani w czwartej rundzie, więc jednak może to być niewykonalne.

O Lidze Mistrzów nikt tutaj nie mówi. Trzecia runda może być do przejścia, ale w kolejnej trafimy na Bayern, Lyon czy Arsenal, więc wiadomo, że wszystko może się wydarzyć. W klubie liczą raczej na dobrą postawę w Lidze Europejskiej.

Rok przed Euro podjął pan odważną decyzję. Jeśli w Trabzonie będzie pan rezerwowym, zapewne taka sama rola przypadnie panu w reprezentacji Polski...

Decyzja o wyjeździe była najtrudniejszą w moim życiu, myślałem o tym dwie nieprzespane noce. Wątpliwość, czy uda mi się wywalczyć miejsce w podstawowym składzie, była największym minusem. Rozmawiałem o tym z Franciszkiem Smudą. Powiedział, że gdziekolwiek bym poszedł, mam się rozpychać łokciami. Ale gdybym został w Polonii i nie wykorzystał kilku okazji do strzelenia gola, może też usiadłbym na ławce?

Prezes Józef Wojciechowski zamroził część pieniędzy piłkarzom Polonii do czasu wywalczenia mistrzostwa lub wicemistrzostwa Polski. Ci, którzy się nie zgodzili, nie będą trenować z pierwszą drużyną. Pan się zgodził?

Tak.

Dobre przetarcie przed Turcją. Tam właściciele klubów też lubią decydować o wszystkim.

Zobaczymy, jak to będzie. O Wojciechowskim nie dam złego słowa powiedzieć. Decyzję o moim transferze podejmował, kierując się tylko moim dobrem. Zadzwonił, powiedział, że jeśli chcę, to mnie sprzeda, chociaż nie musi. Jestem mu bardzo wdzięczny, mam nadzieję, że w tym sezonie spełni się jego marzenie i Polonia zostanie mistrzem Polski.

Sprowadził pan już do Trabzonu rodzinę?

Żona została w Polsce. Początki w nowym klubie bywają trudne, trenujemy dwa razy dziennie, za kilka dni lecimy na trzy tygodnie zgrupowania w Holandii.

Spodziewacie się dziecka. Urodzi się w Turcji?

Ciężki temat. Jedni mówią, że są tu straszne warunki, inni mają pozytywne opinie. Muszę sprawdzić.

Kogokolwiek o pana spytać, mówi, że za młodu trzeba było do pana ojca dzwonić, żeby przypomniał Adrianowi, co jest ważne w życiu.

Adrian Mierzejewski:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!