Były współpracownik KGB Medwedczuk – ojcem chrzestnym jego córki jest właśnie Putin – i rosyjski patriarcha Cyryl mieli spotkać się z przywódcą Rosji w podmoskiewskim monasterze Zmartwychwstania Pańskiego zwanym Nowe Jeruzalem. Tam prosili jego wstawiennictwa.
– Zrobię wszystko, co ode mnie zależy – obiecał Putin i zadzwonił do „prezydentów" Doniecka i Ługańska. A ci, po 14 miesiącach zwlekania, natychmiast zgodzili się na wymianę jeńców.
– Propagandowy cyrk – podsumował ukraiński ekspert wojskowy Konstantin Maszowiec w rozmowie z „Rzeczpospolitą". – Wszystko zaczęło się od wizyty amerykańskiego wysłannika Kurta Volkera i jego rozmów z rosyjskim przedstawicielem Władisławem Surkowem. Wcześniej Amerykanin dostał od nas dokumenty m.in. na temat jeńców. Byłem na tym spotkaniu, ale najważniejsze negocjacje odbywały się w cztery oczy. Nie wiem, co Rosjanom powiedział Volker, ale zaraz po jego wyjeździe zajęli się problemem jeńców – dodał Maszowiec.
Oficjalnie Moskwa natomiast twierdzi, że pomysłodawcą zwrócenia się do Putina był jego bliski kolega Medwedczuk. Rosyjski prezydent już kilkakrotnie wskazywał na niego jako na polityka popieranego przez Moskwę nad Dnieprem. – Teraz Medwedczuk będzie jeździł po Ukrainie i chwalił się: to dzięki mnie jeńcy wrócili na święta do domu – przewiduje jeden z ukraińskich dziennikarzy.
Według oficjalnych danych Kijowa separatyści nadal przetrzymują 157 ukraińskich jeńców. – Znaczna ich część to cywile, aresztowani za różne publiczne wypowiedzi. Są wśród nich i kobiety – mówi Maszowiec. Obecnie separatyści gotowi są wydać ok. 70 z nich. Większość siedzi w czymś w rodzaju łagru w pobliżu miejscowości Makijiwka, inni – w więzieniu w Doniecku. Dotychczas za ich zwolnienie separatyści domagali się od Kijowa różnego rodzaju ustępstw politycznych lub terytorialnych.