Wyścig o kontrolę nad Anonimowymi

„Rz" dotarła do organizujących protesty przeciwko ACTA. Ci młodzi ludzie nie mają jeszcze ambicji politycznych

Aktualizacja: 28.01.2012 10:46 Publikacja: 27.01.2012 20:16

Wyścig o kontrolę nad Anonimowymi

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Jest ich w Polsce mniej niż setka, większość to ludzie, którzy wchodzą lub dopiero niedawno weszli w dorosłe życie. Ale udało im się to, czego od lat nie potrafili zrobić politycy. Wyprowadzili na ulicę dziesiątki tysięcy protestujących, postawili na nogi policję i służby specjalne oraz wywołali kryzys polityczny.

– To ruch, który może okazać się bombą z opóźnionym zapłonem. Dzisiaj rządu nie wywrócą, ale wpływają na młodych ludzi, liczną część społeczeństwa internetowego, którzy w perspektywie dwóch – trzech lat mogą uznać, iż jedynym sposobem wyeliminowania polityków niszczących ważny dla nich wirtualny świat, jest skasowanie ich przy urnie wyborczej – ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.

"Rz" dotarła do aktywistów odpowiedzialnych za tworzenie grupy w kilku regionach kraju.

Internetowa młodzież

– Prowadzimy ideologiczną wojnę o wolność słowa i nasze prawa. Nie mamy liderów ani przywódców – mówi XY odpowiedzialny za "medialną obsługę" akcji grupy Anonymous w Polsce. – Jesteśmy niczym grupa ptaków, każdy, kto chce, może lecieć z nami. A ten, komu zabrakło już sił na dalszy lot lub nie ma ochoty lecieć dalej, po prostu odchodzi.

Patos i kwieciste słowa to oprócz garnituru i masek Guya Fawkesa – uczestnika spisku prochowego – jeden z symboli rozpoznawczych Anonymousa. "Jesteśmy Legionem! Jesteśmy wśród was. Nie wybaczamy! Nie zapominamy!" – mówią w reklamówkach umieszczanych m.in. na kanale YouTube.

– Trudno to dokładnie określić, każdy może być Anonimowym. Jest nas około 100 osób w Polsce – opowiada AB, koordynator Anonymousa na Śląsku.

Największy wpływ na decyzje o akcjach Anonimowych mają osoby, które jeszcze zanim ruch powstał w Polsce, angażowały się w jego globalne akcje. Z dwójką z nich udało nam się porozmawiać. Mówią, że wśród polskich aktywistów dominują licealiści z trzecich klas i studenci.

Anonimowi chętnie przedstawiają historię z 2008 r. jako początek ruchu. Walczyli wtedy ze scjentologami, którzy chcieli usunąć kompromitujący film z jednej ze stron internetowych. Internauci protestowali telefonicznie i e-mailowo, aż wreszcie wyszli na ulicę. Wygrali. Od tej chwili Anonymous uznają się za siłę "walczącą z cenzurą, tyranią, szpiegowaniem obywateli".

Z czasem to środowisko ewoluowało, a akcje budzą mieszane uczucia. Są wśród nich: i ataki na rządowe strony, internetowe kradzieże milionów dolarów, niszczenie danych amerykańskich agencji wywiadowczych. Ale jest też walka z meksykańskim kartelem narkotykowym i ujawnienie danych pedofilów korzystających ze strony serwującej brutalne dziecięce porno.

Atak na zakon

O Anonymuous w Polsce stało się głośno 26 grudnia 2011 r. Wtedy akcją mailingową "Mail Storm" zapchali skrzynki e-mailowe i serwery strony zakonu marianów. To był protest przeciwko zakazowi publicznego wypowiadania się, jaki władze zakonu nałożyły na ks. Adama Bonieckiego.

– To nie jest protest tylko w sprawie księdza Bonieckiego i nie o niego tak naprawdę tu chodzi. To akcja w obronie wolności słowa. Jeśli można odebrać prawo publicznego zabierania głosu komuś takiemu jak ks. Boniecki, to można każdemu – mówi JD, koordynator Anonymousa na Mazowszu.

Dlatego od tygodnia prowadzą akcję sprzeciwu wobec podpisania przez polski rząd porozumienia ACTA. Ich zdaniem chroniący prawa wielkich korporacji układ wprowadzi cenzurę Internetu. Blokują więc strony internetowe rządu, prowadzą ataki hakerskie na instytucje państwowe. Wyprowadzili tłumy na ulice polskich miast.

– Udało się, bo ludzie uwierzyli, że mogą wpłynąć na działania rządu. Tak jak kiedyś Polacy potrafili się zjednoczyć w walce z komunizmem, tak nam to się udało i teraz – opowiada jeden z Anonimowych

– Reakcja tak wielu ludzi, którzy zdecydowali się wyjść na ulicę, zapewne w niewielkim stopniu dotyka sprawy ACTA. To bardziej reakcja młodych ludzi na spiętrzone problemy społeczne, których rząd nie nie próbuje rozwiązać – ocenia dr Ireneusz Siudem, socjolog z UMCS w Lublinie.

Anonimowi z dumą mówią, że pod wspólnym sztandarem połączyli lewicę i prawicę, bo w manifestacjach uczestniczą narodowcy, anarchiści, sympatycy PiS, Ruchu Palikota i szalikowcy.

Tu wchodzi polityka

Ale to pozory. W tle trwa wyścig o przejęcie kontroli nad akcją, którą wywołali Anonymous. Jak mówi "Rz" jeden z organizatorów manifestacji Anty-ACTA, wygrywa ten, kto pierwszy założy na Facebooku "wydarzenie- manifestacja w danym mieście". Koniecznie trzeba zaznaczyć, że "we are Anonymous".

W Opolu, Wrocławiu, Gorzowie pierwsi byli narodowcy, więc podczas demonstracji pojawiły się hasła antyunijne. Lewica tylko się dołączyła. W Wałbrzychu manifestację zorganizowały lewica i ruchy gejowskie.

Sami przekonują, że polityka nie miała wpływu na ich działania, a ich aktywiści to ludzie o bardzo różnych poglądach politycznych. Jednak niedawno niemieccy Anonimowi włamali się na serwery rzekomo nazistowskich forów i sklepów, udostępniając Antifie dane personalne ich użytkowników

– Współpracujemy z Antifą, tak jak i z organizacjami prawicowymi – ucina nasz rozmówca.

Czy taka mieszanina poglądów i pomysłów sprawi, że ruch Anonymous w Polsce rozwinie się tak jak w innych krajach?

– To są chwilowe protesty. W czasie następnych wyborów nikt nie będzie już o nich ani o ACTA pamiętał – uważa dr Wojciech Jabłoński, politolog.

– Doświadczenia krajów rozwiniętych gospodarczo pokazują, że ruch społeczny, aby był skuteczny, nie musi być szeroki ani liczyć zbyt wielu uczestników. Ważne, żeby był zwarty i stosował metody, które pozwalają być widocznym przy okazji protestów – ripostuje dr Rafał Chwedoruk.

Jest ich w Polsce mniej niż setka, większość to ludzie, którzy wchodzą lub dopiero niedawno weszli w dorosłe życie. Ale udało im się to, czego od lat nie potrafili zrobić politycy. Wyprowadzili na ulicę dziesiątki tysięcy protestujących, postawili na nogi policję i służby specjalne oraz wywołali kryzys polityczny.

– To ruch, który może okazać się bombą z opóźnionym zapłonem. Dzisiaj rządu nie wywrócą, ale wpływają na młodych ludzi, liczną część społeczeństwa internetowego, którzy w perspektywie dwóch – trzech lat mogą uznać, iż jedynym sposobem wyeliminowania polityków niszczących ważny dla nich wirtualny świat, jest skasowanie ich przy urnie wyborczej – ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.

"Rz" dotarła do aktywistów odpowiedzialnych za tworzenie grupy w kilku regionach kraju.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!