Jest ich w Polsce mniej niż setka, większość to ludzie, którzy wchodzą lub dopiero niedawno weszli w dorosłe życie. Ale udało im się to, czego od lat nie potrafili zrobić politycy. Wyprowadzili na ulicę dziesiątki tysięcy protestujących, postawili na nogi policję i służby specjalne oraz wywołali kryzys polityczny.
– To ruch, który może okazać się bombą z opóźnionym zapłonem. Dzisiaj rządu nie wywrócą, ale wpływają na młodych ludzi, liczną część społeczeństwa internetowego, którzy w perspektywie dwóch – trzech lat mogą uznać, iż jedynym sposobem wyeliminowania polityków niszczących ważny dla nich wirtualny świat, jest skasowanie ich przy urnie wyborczej – ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
"Rz" dotarła do aktywistów odpowiedzialnych za tworzenie grupy w kilku regionach kraju.
Internetowa młodzież
– Prowadzimy ideologiczną wojnę o wolność słowa i nasze prawa. Nie mamy liderów ani przywódców – mówi XY odpowiedzialny za "medialną obsługę" akcji grupy Anonymous w Polsce. – Jesteśmy niczym grupa ptaków, każdy, kto chce, może lecieć z nami. A ten, komu zabrakło już sił na dalszy lot lub nie ma ochoty lecieć dalej, po prostu odchodzi.
Patos i kwieciste słowa to oprócz garnituru i masek Guya Fawkesa – uczestnika spisku prochowego – jeden z symboli rozpoznawczych Anonymousa. "Jesteśmy Legionem! Jesteśmy wśród was. Nie wybaczamy! Nie zapominamy!" – mówią w reklamówkach umieszczanych m.in. na kanale YouTube.
– Trudno to dokładnie określić, każdy może być Anonimowym. Jest nas około 100 osób w Polsce – opowiada AB, koordynator Anonymousa na Śląsku.
Największy wpływ na decyzje o akcjach Anonimowych mają osoby, które jeszcze zanim ruch powstał w Polsce, angażowały się w jego globalne akcje. Z dwójką z nich udało nam się porozmawiać. Mówią, że wśród polskich aktywistów dominują licealiści z trzecich klas i studenci.