Harcownik prezydenta Komorowskiego

Tomasz Nałęcz wciąż w szponach politycznego nałogu

Publikacja: 17.02.2015 20:28

Harcownik prezydenta Komorowskiego

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

Z polityką jest jak z narkotykiem. (...) Staram się nie brać, żeby nie mieć pokusy znów sięgnięcia po tę używkę – mówił Tomasz Nałęcz w 2006 roku. To zdanie dzisiejszy doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego wygłosił rok po tym, jak postawił na złego konia w wyborach prezydenckich, czyli na Włodzimierza Cimoszewicza, i wraz z nim wypadł na kilka lat z politycznej gry. Jak widać, walki z nałogiem nie wygrał, bo ciągle jest obecny w polityce.

Nałęcz obok Stanisława Kozieja, szefa BBN, jest jednym z najbardziej medialnych współpracowników głowy państwa. Ten znany z ciętego języka 65-letni profesor historii, znawca XX-lecia międzywojennego, działacz PZPR, SdRP, Unii Pracy, SdPl, a od pięciu lat bezpartyjny doradca prezydenta, ma na swoim koncie polityczne wzloty i upadki. Okresy wielkiej aktywności i wycofania. Sądząc po ostatnich wystąpieniach w mediach, Nałęcz właśnie przeżywa okres politycznego wzmożenia.

Sikorski jak kaczka

Uaktywnił się po udanej konwencji wyborczej Andrzeja Dudy, kandydata PiS na prezydenta, którą komentatorzy porównywali z niezbyt ciekawą konwencją Bronisława Komorowskiego. Pytany o ocenę konwencji Dudy Nałęcz oznajmił, że widzi za kandydatem PiS „cień Barbary Blidy". W ten sposób przypomniał, że Duda był wiceministrem sprawiedliwości w latach 2006–2007, kiedy to w wyniku nieudolnej próby aresztowania przez ABW doszło do samobójczej śmierci byłej posłanki SLD.

Reagując na to stwierdzenie, politycy Prawa i Sprawiedliwości zapałali świętym oburzeniem. Marcin Mastalerek, rzecznik PiS, grzmiał, że Tomasz Nałęcz odbył tournée po mediach i rzucił wiele haniebnych oskarżeń pod adresem Dudy.

Nałęcz dziś odpowiada: – Byłem znajomym Basi Blidy i nikt mi nie może odebrać prawa do widzenia sytuacji w ten sposób.

I dodaje: – W porównaniu z tym, co Duda opowiadał o prezydencie Komorowskim, moje słowa były jak pomiaukiwanie kotka wobec ryku tygrysa.

Gdy kandydat PiS na prezydenta domagał się przedwyborczej debaty z Bronisławem Komorowskim, Nałęcz zaproponował debatę... Beacie Szydło, wiceprzewodniczącej partii Jarosława Kaczyńskiego. Poirytowana posłanka odparła, że może się zgodzić rozmawiać z doradcą prezydenta, ale pod warunkiem, że będzie to wstęp do debaty Komorowski–Duda i że rozmowa będzie dotyczyła także przeszłości Bronisława Komorowskiego. Bo niby dlaczego miałoby być inaczej, skoro Nałęcz wygaduje na temat Dudy „różnego rodzaju nieprawdziwe rzeczy i stawia go w dziwnym świetle".

Ale nie tylko Duda był na celowniku prezydenckiego doradcy. O Radosławie Sikorskim, szefie MSZ, Nałęcz powiedział, że przypomina kaczkę przetrąconą przez tira. Było to po opublikowaniu w tygodniku „Wprost" stenogramów z nagrań rozmów prominentnych polityków PO w restauracji Sowa i Przyjaciele.

Na jednej z taśm Sikorski mówił m.in., że „polsko-amerykański sojusz jest nic niewart, a wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa". – Przy polskim położeniu geopolitycznym, polskiej historii niedocenianie sojuszu polsko-amerykańskiego jest bardzo niemądre – komentował te słowa Tomasz Nałęcz. I dał do zrozumienia, że szef dyplomacji powinien podać się do dymisji: – Nie przystoi doradcy prezydenta komentować ewentualną dymisję ministra. Poprzestanę na formule: minister Sikorski zna cywilizowany świat i sam wie najlepiej, w jak niezręcznej sytuacji postawiła go ta rozmowa. Myślę, że wie najlepiej, jak w takiej sytuacji powinien się zachować.

Ta wypowiedź otworzyła pole do medialnych spekulacji, że Komorowski chce się pozbyć Sikorskiego z rządu i przygotowuje grunt pod tę dymisję. Trudno bowiem było uwierzyć, że doradca prezydenta bez porozumienia z szefem feruje aż tak ostre sądy. Do dymisji ministra jednak wtedy nie doszło.

Jednak gdy jesienią Donald Tusk odszedł z rządu, a tworzenia nowego gabinetu podjęła się Ewa Kopacz, pojawiły się spekulacje, że to prezydent zablokował powtórną nominację dla Radosława Sikorskiego. Bronisław Komorowski osobiście dementował te informacje, ale dla Sikorskiego miejsce w gabinecie Kopacz się ostatecznie nie znalazło.

Oddał duszę diabłu

Nałęcz krytykował poprzedniego ministra spraw zagranicznych, ale gdy obecny szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna (uważany za bliskiego współpracownika Bronisława Komorowskiego) wygłosił słynne zdanie, że nie ma powodu, by zakończenie II wojny światowej świętować wyłącznie w Moskwie (czym wywołał złość Rosjan), doradca Komorowskiego stanął za nim murem. Oznajmił, iż Schetyna „broni polskiej, narodowej historii przed imperialną, rosyjską wersją historii. Zresztą formułowaną wbrew faktom".

Podobne cytaty można by mnożyć, bo Tomasz Nałęcz chętnie rusza do medialnych batalii, gdy okoliczności tego wymagają, i jest sprawnym polemistą. Plotka głosi, że angażuje się też w działania zakulisowe. To jemu przypisuje się namówienie Wojciecha Olejniczaka, obiecującego polityka SLD, do rezygnacji ze startu w wyścigu prezydenckim. Olejniczak co prawda temu zaprzeczał, ale coś mogło być na rzeczy, bo otoczenie prezydenta zabiegało o ograniczenie liczby kandydatów w wyborach prezydenckich, aby zwiększyć szanse na zwycięstwo Bronisława Komorowskiego już w pierwszej turze.

W SLD trochę zazdrośnie mówią, że Nałęcz, który jest przedstawicielem lewego skrzydła w Kancelarii Prezydenta, dba o to, żeby nikt inny z lewej strony sceny politycznej nie zaprzyjaźnił się zbytnio z głową państwa. – Chce być jedynym lewicowcem w Pałacu – wzdychają ci, którzy w obliczu kryzysu SLD chętnie przytuliliby się do Bronisława Komorowskiego.

Większość ludzi z lewicy ma o Tomaszu Nałęczu złe zdanie. Wytykają mu przeskakiwanie z partii do partii, a także wyparcie się nieboszczki PZPR, o której Nałęcz kilka miesięcy temu powiedział, że przystępując do partii, chciał robić coś dobrego, a oddał duszę diabłu. – Jeżeli chodzi o formacje, to Nałęcz nie był chyba tylko w Formacji Nieżywych Schabuff – ironizuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Włodzimierz Czarzasty.

Tomasz Nałęcz bagatelizuje te zarzuty. – Wiem, że na lewicy są ludzie, którzy chętnie powiesiliby mój skalp nad łóżkiem. Rozliczają mnie nie za całe moje życie, ale za aferę Rywina – konstatuje.

W SLD mówi się dziś, że Nałęcz jest już prawicą, a nie lewicą. I opowiada, że to on przekonał Bronisława Komorowskiego, by nie pojawiał się na pogrzebie Wojciecha Jaruzelskiego. – Dopiero Aleksander Kwaśniewski namówił prezydenta do uczestnictwa we mszy w intencji generała – mówi nasz rozmówca.

Z kolei w środowiskach związanych z PO zastanawiają się, dlaczego Komorowski w ogóle wziął do kancelarii Nałęcza, człowieka z zupełnie innej bajki politycznej. A jeżeli zrobił to z wdzięczności za poparcie w kampanii prezydenckiej – bo tak właśnie było – to kiedy się go pozbędzie. – Ale Bronek nie jest skłonny do pozbywania się ludzi – mówi nasz rozmówca.

Jeśli gdzieś można szukać sojuszników Nałęcza, to właśnie w kancelarii Komorowskiego, wśród jego obecnych współpracowników. – Zawsze bardzo dobrze współpracuje mi się z Tomaszem Nałęczem – mówi Olgierd Dziekoński, szef doradców prezydenta.

Tony wazeliny

Mimo licznych wolt politycznych Nałęcz jest postacią niebanalną. Z każdą ze swoich formacji politycznych rozstawał się burzliwie (wyjątkiem była PZPR, w której wytrwał do ostatniego zjazdu), a mimo to zawsze znajdował azyl u kogoś innego i utrzymywał się na powierzchni. A gdy na lewicy zabrakło obiecujących partii do zagospodarowania, związał się z Bronisławem Komorowskim i z całą pewnością jako medialny wojownik przydaje się głowie państwa.

Rok temu Aleksandra Jakubowska w rozmowie z tygodnikiem „Wprost" powiedziała o Nałęczu: – On jest u mnie skreślony, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nie lubię zdrajców, a ktoś, kto tyle razy zdradzał, jest skreślony absolutnie. Kiedy patrzę na te tony wazeliny, którą wylewa w mediach na temat swojego szefa, to widzę w nim żałosnego karierowicza. Po kimś, kto ma tytuł profesora, oczekiwałoby się subtelniejszych metod włażenia, za przeproszeniem, w d..ę szefowi – mówiła ekslwica lewicy, jedna z negatywnych bohaterek afery Rywina.

Ale Jakubowska zdaje się nie pamiętać, że Nałęcz tak samo pochlebnie wyrażał się o każdym kolejnym liderze, z którym był aktualnie związany – Aleksandrze Kwaśniewskim, Ryszardzie Bugaju, Leszku Millerze, Marku Borowskim. Teraz po prostu nastał czas Bronisława Komorowskiego.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!