Z polityką jest jak z narkotykiem. (...) Staram się nie brać, żeby nie mieć pokusy znów sięgnięcia po tę używkę – mówił Tomasz Nałęcz w 2006 roku. To zdanie dzisiejszy doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego wygłosił rok po tym, jak postawił na złego konia w wyborach prezydenckich, czyli na Włodzimierza Cimoszewicza, i wraz z nim wypadł na kilka lat z politycznej gry. Jak widać, walki z nałogiem nie wygrał, bo ciągle jest obecny w polityce.
Nałęcz obok Stanisława Kozieja, szefa BBN, jest jednym z najbardziej medialnych współpracowników głowy państwa. Ten znany z ciętego języka 65-letni profesor historii, znawca XX-lecia międzywojennego, działacz PZPR, SdRP, Unii Pracy, SdPl, a od pięciu lat bezpartyjny doradca prezydenta, ma na swoim koncie polityczne wzloty i upadki. Okresy wielkiej aktywności i wycofania. Sądząc po ostatnich wystąpieniach w mediach, Nałęcz właśnie przeżywa okres politycznego wzmożenia.
Sikorski jak kaczka
Uaktywnił się po udanej konwencji wyborczej Andrzeja Dudy, kandydata PiS na prezydenta, którą komentatorzy porównywali z niezbyt ciekawą konwencją Bronisława Komorowskiego. Pytany o ocenę konwencji Dudy Nałęcz oznajmił, że widzi za kandydatem PiS „cień Barbary Blidy". W ten sposób przypomniał, że Duda był wiceministrem sprawiedliwości w latach 2006–2007, kiedy to w wyniku nieudolnej próby aresztowania przez ABW doszło do samobójczej śmierci byłej posłanki SLD.
Reagując na to stwierdzenie, politycy Prawa i Sprawiedliwości zapałali świętym oburzeniem. Marcin Mastalerek, rzecznik PiS, grzmiał, że Tomasz Nałęcz odbył tournée po mediach i rzucił wiele haniebnych oskarżeń pod adresem Dudy.
Nałęcz dziś odpowiada: – Byłem znajomym Basi Blidy i nikt mi nie może odebrać prawa do widzenia sytuacji w ten sposób.
I dodaje: – W porównaniu z tym, co Duda opowiadał o prezydencie Komorowskim, moje słowa były jak pomiaukiwanie kotka wobec ryku tygrysa.
Gdy kandydat PiS na prezydenta domagał się przedwyborczej debaty z Bronisławem Komorowskim, Nałęcz zaproponował debatę... Beacie Szydło, wiceprzewodniczącej partii Jarosława Kaczyńskiego. Poirytowana posłanka odparła, że może się zgodzić rozmawiać z doradcą prezydenta, ale pod warunkiem, że będzie to wstęp do debaty Komorowski–Duda i że rozmowa będzie dotyczyła także przeszłości Bronisława Komorowskiego. Bo niby dlaczego miałoby być inaczej, skoro Nałęcz wygaduje na temat Dudy „różnego rodzaju nieprawdziwe rzeczy i stawia go w dziwnym świetle".